Można być "ostatnim w rotacji" i znaleźć nowy lepszy "klub"? Można napisać, że Greg Oden był przez dłuższy czas najwyżej w rotacji medycznych klinik, a i tak trafił stamtąd do Miami Heat. "Ostatni w rotacji" też znalazł nowy zespół, co prawda nie płacą tyle co w Miami i nie będzie występował na koszykarskim parkiecie, ale wokół spraw związanych z nim już jak najbardziej.
Zastanawia mnie miejsce koszykówki w polskim internecie. Co rusz powstają strony, blogi, tak jakby była to wiodąca dyscyplina w kraju. Hashtag #TBLPL w czasie finałów PLK sprawił, że krajowy basket znalazł się w czołówce Twittera. Nie spodziewałem się tego, tak samo jak i faktu, że powstanie kiedyś w kraju płatny portal o NBA, który utrzyma się z abonamentowych danin od użytkowników. To pokazuje jakiś drzemiący potencjał, który jednak poza internetem jeszcze nie jest zauważany. Gdyby był widoczny ten koszykarski potencjał w kraju, bilety na najważniejszy mecz o punkty z Niemcami (dodatkowe podteksty!) nie byłyby dostępne już od 15 złotych, a sam mecz odbywałby się pewnie w hali pokroju Kraków Areny, a nie jednak w dużo mniej pojemnej arenie w Toruniu.
Podobnie ma się sprawa z transmisjami - gdy rozpętała się burza wokół zakodowanego i płatnego siatkarskiego mundialu na antenach Polsatu, rozpoczęła się dyskusja narodowa widoczna od serwisów sportowych po najpoważniejsze media w naszym kraju. Tymczasem w tym samym czasie w Hiszpanii będzie odbywał się turniej, który na całym świecie będzie cieszył się dużo większym zainteresowaniem niż wydarzenia z polskich hal. Będzie tak między innymi w Stanach Zjednoczonych, sąsiedniej Litwie, Meksyku, Argentynie, Afryce, Azji, ale nie w Polsce. Mistrzostwa świata koszykarzy nie będą transmitowane w żadnej telewizji. Zresztą nie jest to żadne nihil novi, w ostatnich dwudziestu latach relacje były przeprowadzane tylko za czasów trwającej jeszcze magii Dream Teamu w 1994 roku oraz cztery lata temu, gdy Amerykanie odzyskali w końcu mistrzostwo świata.
Podobnie ma się sprawa z transmisjami - gdy rozpętała się burza wokół zakodowanego i płatnego siatkarskiego mundialu na antenach Polsatu, rozpoczęła się dyskusja narodowa widoczna od serwisów sportowych po najpoważniejsze media w naszym kraju. Tymczasem w tym samym czasie w Hiszpanii będzie odbywał się turniej, który na całym świecie będzie cieszył się dużo większym zainteresowaniem niż wydarzenia z polskich hal. Będzie tak między innymi w Stanach Zjednoczonych, sąsiedniej Litwie, Meksyku, Argentynie, Afryce, Azji, ale nie w Polsce. Mistrzostwa świata koszykarzy nie będą transmitowane w żadnej telewizji. Zresztą nie jest to żadne nihil novi, w ostatnich dwudziestu latach relacje były przeprowadzane tylko za czasów trwającej jeszcze magii Dream Teamu w 1994 roku oraz cztery lata temu, gdy Amerykanie odzyskali w końcu mistrzostwo świata.
Widząc "gołą" popularność koszykówki w Polsce, można stwierdzić, że wśród dyscyplin sportowych pełni ona rolę jednego z "ostatnich w rotacji". Raz od wielkiego dzwonu odda ważny rzut, po czym z podkulonym ogonem wraca na ławkę rezerwowych, by usunąć się w cień piłki nożnej, siatkówki męskiej i kobiecej, piłki ręcznej, skokom narciarskim, czy niszy w postaci żużla. W polskiej polityce funkcjonuje zasada BMW (bierni, mierni, ale wierni), ale gdyby określać koszykarskich fanów, musiałaby zostać tylko literka "W". Nie są oni bierni ani mierni, bo podejmują wiele inicjatyw mimo przeciwności losu, gorąco dyskutują na temat dyscypliny i chcą/chcieliby ją zmieniać. Wielu rzuciłoby to wszystko już dawno w diabły i nie zajmowało się sportem, w którym prawdziwych sukcesów w ostatnich latach jest mniej więcej tyle lub ciut więcej, ile włosów na głowie ma obecny selekcjoner kadry Mike Taylor. Mimo tych wszystkich przeciwności i często swojskiej zaściankowości pojawiają się ludzie, którzy chcą o koszykówce pisać, rozmawiać, ją oglądać, działać, by odwrócić złą passę.
Na tym blogu większość tekstów miała charakter negatywny, niektórzy być może napiszą, że mocno "hejtujący". Uważam jednak, że jeśli po dwóch pierwszych meczach na EuroBaskecie 2013 napisałem "Eurowpierdol", to są słowa adekwatne do poziomu tam zaprezentowanego. Jeśli uważam, że transmisje w TVP zatrzymały się gdzieś na czasach "hej hej, tu NBA", to według mojej opinii nie było to wielką przesadą. W jednym tekście pochwaliłem działalność Stelmetu i doceniłem drogę jaką Zielona Góra przeszła od czasów agonii na przełomie wieków do Euroligi. W innym nie miałem oporów, by napisać konstruktywną krytykę pod adresem Janusza Jasińskiego. Mogę pozwolić sobie na takie pisanie, ponieważ w tych kwestiach nie jestem zależny od jakiegoś klubu, zawodników, menedżerów, prezesów klubu. Mogę racjonalnie spojrzeć na dyskusyjną kwestię i ją opisać bez obaw, czy postać X wstrzyma mi z tego powodu wypłatę lub odbierze akredytację. I tak to chyba powinno wyglądać, by przedstawiać rzeczywistość taką jaką jest, a nie uprawiać znaną z PRL propagandę sukcesu.
Powstaje nowe koszykarskie miejsce, gdzie wizje i koncepcje ścierają się z moimi pomysłami i poglądami. Dlatego też od piątku 8 sierpnia postanowiłem zaangażować się w nowy projekt pod nazwą OFENS.CO, czyli jak już nazwa wskazuje, ma być nastawiony ofensywnie i zapowiada się, z tego co mi wiadomo, całkiem nieźle. O koszykówce bez zbędnego ściemniania i koloryzowania rzeczywistości, czyli tak jak osobiście lubię. Gdybym chciał poczytać bajki, poszedłbym do bibliotek wypożyczyć literaturę Jana Brzechwy. Jeśli natomiast ktoś na bajki i Brzechwę jest już za stary i będzie chciał poczytać o polskiej koszykówce, mogę zaprosić od piątku na stronę OFENS.CO.