sobota, 29 marca 2014

Historia pewnej okładki.


Ta historia pewnie nie wydarzyłaby się, gdyby nie koszykarski boom na początku lat 90. i słynne NBA Finals między Chicago Bulls - Phoenix Suns. Na polskim rynku nie pojawiłoby się pismo poświęcone najlepszej lidze świata, a jej okładki nie zdobiłby zawodnik, który ledwie kilka lat później występował w Polsce. I tym samym nie byłoby poszukiwań pierwszego historycznego numeru "Magic Basketball", które dopiero po kilkunastu latach zakończyły się sukcesem.

Ponad piętnaście lat temu do Polski, konkretnie do Pruszkowa przybył Richard Dumas, znany wtedy szczególnie z dwóch powodów: udziału w pamiętnych NBA Finals 1993 oraz skłonności do różnych używek. Niedługo potem, dzięki tekstowi Marcina Harasimowicza z maja 1999 roku w "Super Baskecie" dowiedziałem się o bardzo istotnej informacji z perspektywy polskiego fana, o której autor pisał: "Jako ciekawostkę podam, że wizerunek wkładającego piłkę do kosza w koszulce Phoenix Suns Dumasa widniał na okładce pierwszego, historycznego numeru miesięcznika Magic Basketball poświęconego wyłącznie wydarzeniom z ligi NBA". Numerów z roku 1994 nie posiadałem, zresztą nie wiedziałem wtedy jeszcze, co to za czasopismo. Z czystej ciekawości postanowiłem, że trzeba ten pierwszy historyczny numer zdobyć, ale wówczas było o to ciężko. Internet dopiero raczkował i nie było internetowej giełdy typu Allegro, gdzie można byłoby zakupić takie archiwalia. Oczywiście wiele osób kupowało "Magic Basketball", ale jakoś nikt nie potrafił sobie przypomnieć, czy posiada ten pierwszy numer. Przez lata zresztą nie widziałem nawet zdjęcia tej okładki, którą zdobił Dumas. Pewnie, gdyby na tej pierwszej stronie był Karl Malone lub Anfernee Hardaway, aż takiego ciśnienia by to u mnie nie wzbudzało (co może wydawać się niezrozumiałe).


Dlaczego tak ważny stał się facet, który w Polsce zagrał ledwie epizod? Był naprawdę pierwszą postacią, która rzeczywiście zagrała na samym szczycie NBA, jakim jest seria finałowa o mistrzostwo. I to nie jako "podpieracz" ławki rezerwowych, tylko jako jeden z najważniejszych elementów Phoenix Suns. Wcześniej bywało z tym różnie - na polskich parkietach grał między innymi LaBradford Smith, który potrafił rzucić 37 punktów przeciwko Chicago Bulls, Duane Cooper był zawodnikiem Los Angeles Lakers, ale to nie byli koszykarze, którzy mogli równać się z Dumasem. Dodatkowo reprezentował barwy Phoenix Suns, czyli pierwszego klubu jaki w ogóle poznałem z NBA. "Poznałem" to może nawet zbyt duże słowo, po prostu posiadałem ich czapkę z daszkiem zakupioną w okolicach 1995 roku zapewne tylko dlatego, że miała "fajne kolory". Dzięki jednak tak błahemu przedmiotowi nazwa Suns w prywatnym rankingu klubów NBA znaczyła więcej niż Chicago Bulls, Orlando Magic i Houston Rockets razem wzięte. Gdy więc były zawodnik własnie Suns grał w Polsce, nic dziwnego, że zainteresowanie było nim naprawdę spore. Niestety zamiast etykietki byłego finalisty NBA, bardziej przyczepiono mu łatkę bad boy'a. Amerykanin tak jak szybko przyjechał, tak szybko opuścił Polskę, ale pamięć o nim czasami trwa do dziś, podobnie jak o kultowym czasopiśmie "Magic Basketball".


Minęły lata, a o Dumasie rozmawiałem głównie z jednym ze znajomych, który mieszkając z dala od Pruszkowa od młodzieńczych lat upodobał sobie kibicowanie Pekaesowi z podwarszawskiej miejscowości. Dla niego liczyli się i liczą do tej pory, jeśli chodzi o zawodników zagranicznych w polskiej lidze, głównie Tyrice Walker, Jeff Massey i właśnie Richard Dumas. Mijały jednak kolejne lata, a na domowej półce nadal brakował premierowego numeru "MB". Zresztą specjalnie jakoś go już nie poszukiwałem, bo i sam Dumas zniknął kompletnie z horyzontu, przypominając się tylko raz kiedyś od wielkiego dzwonu w jakimś wspominkowym tekście o wielkich nazwiskach w Polskiej Lidze Koszykówki. Przełom nastąpił w czasie ostatniego lokautu, kiedy oglądając serię pomiędzy Bulls a Suns, Dumas robił na mnie spore wrażenie. Wcześniej tylko słyszałem o jego wyczynach w NBA w pamiętnej serii finałowej, ale tak naprawdę tych spotkań nie oglądałem. Po nadrobieniu tych zaległości, nazwisko ówczesnego rookie klubu z Phoenix ponownie wzbudziło zainteresowanie, ale nie na dłuższy czas.

Prywatny boom na "Ryśka" powrócił z wielką siłą w kwietniu 2013 roku po skontaktowaniu się z Romanem Maruchą, człowiekiem prowadzącym kiedyś sklep z pamiątkami sportowymi w Gorzowie Wlkp. Po rozmowie z Panem Romanem, ustaliliśmy, że zakupię od niego część koszykarskich archiwaliów. Schowane od wielu lat w piwnicy czasopisma, karty i inne materiały wyglądały jak nowe, a w zbiorach aż roiło się od różnych starych numerów "Magic Basketball" i "Pro Basket Magazyn". Przekopując się przez pokaźny stos materiałów w końcu natrafiłem na najcenniejsze - na kolorowej okładce piłkę do kosza wkładał Richard Dumas. Sama gazeta z prawie dwudziestoletniej perspektywy może i trąciła już myszką, ale nie o zawartość w środku tu chodziło, na dobrą sprawę mogłoby tam nic nie być. Ważne było tylko to, że w końcu zdobyłem numer będący już wręcz kawałem historii, zdobił zawodnik z przeszłością w polskiej lidze. I kosztowało to zaledwie 1 (słownie JEDNĄ) złotówkę!

Ledwie zakupiłem "Magic Basketball", a niedługo później, bo w maju ukazał się fenomenalny tekst Łukasza Ceglińskiego pod tytułem Jak Rysiek Dumas w Pruszkowie balował, który od kuchni pokazuje dlaczego koszykarz z takim potencjałem nie zrobił kariery nie tylko w NBA, ale nawet w Polsce. To spotęgowało zainteresowanie Dumasem jeszcze bardziej, ale wszystkie informacje o nim miały charakter wspominkowy. Ciężko z kolei było znaleźć o nim informacje bardziej bieżące. W ostatnim czasie były zawodnik klubu z Pruszkowa trenował dzieci, wspierał inicjatywy lokalne w Phoenix, jednak ostatni moment w którym mówiono o Dumasie, ma dużo bardziej negatywny charakter. W grudniu 2013 roku został aresztowany w Stanach Zjednoczonych i ciężko znaleźć o nim bardziej aktualne informacje. Ostatnie wpisy na Twitterze, na którym obecny jest profil Dumasa, pochodzą natomiast z maja 2013 roku.

Do dziś jest bardzo zastanawiające, dlaczego to akurat Dumas, a nie kto inny znalazł się na okładce historycznego numeru. Pamiętamy kolejne okładki - praktycznie zawsze były zarezerwowane dla największych tuzów tej dyscypliny. To jednak "Rysiek" był pierwszy, przy okazji trochę nieświadomie wpisując się na trwałe w polską historię NBA lat 90. jaką stanowi w dużym stopniu pierwszy numer "Magic Basketball". Tym bardziej w prywatnej kolekcji nie może go brakować!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz