piątek, 3 maja 2013

Draft 2012 - spełnione oczekiwania?


Draft 2012 był uważany na starcie za jeden z najlepszych po pamiętnym 2003 roku, kiedy w jednej chwili do ligi weszli LeBron James, Dwyane Wade, Carmelo Anthony, Chris Bosh. Mimo, że debiutanci byli przez cały czas wyraźnie w cieniu i poza jednym przypadkiem rzadko znajdowali się na pierwszym planie, o faktycznej sile ubiegłorocznego draftu będzie można przekonać się za kilka lat. Po pierwszym sezonie i tak jest w lepszej sytuacji niż niejedna loteria po 2003 roku.

Nagrodę dla najlepszego debiutanta obecnego sezonu słusznie zdobył Damian Lillard, który od pierwszego meczu był jednym z motorów napędowych Portland Trail Blazers. Lillard był jednak wybrano dopiero z 6. numerem, a było to w dużej mierze spowodowane uczelnią, a dokładnie słabą uczelnią Weber State, w której na parkietach NCAA grał Lillard. Portland podjęło jednak ryzyko i ich zawodnik ponownie, po siedmiu latach od nagrody przyznanej Brandonowi Royowi, jest najlepszym debiutantem sezonu. Narybek 2012 roku to jednak oczywiście nie tylko Lillard, który i tak zaatakował z drugiego szeregu. Od występów jeszcze w barwach Kentucky Wildcats silnie lansowano na jedynkę Anthony Davisa, którą później w czerwcowym drafcie i tak się okazał. Po zdobyciu dodatkowo mistrzostwa olimpijskiego to Davis miał w cuglach zdobyć nagrodę Rookie Of The Year, ale przeszkodziły mu w tym kontuzje, jeszcze trochę surowy koszykarski warsztat i przede wszystkim klasa Lillarda. Davis nie zawiódł, ale również nie okazał się póki co drugim Kevinem Garnettem, ani żadnym ósmym cudem świata. Z czasem na pewno się rozwinie, ale na tą chwilę wymagania w stosunku do umiejętności czysto koszykarskich były wobec niego za duże. Świetny w defensywie już w NCAA (kończył uczelnię ze średnią 4,65 bloków na mecz!), w ofensywie z silniejszymi rywalami miewał problemy jak np. w wielkim finale z Kansas w 2012 roku. 


Z debiutantów dobre wrażenie po sobie pozostawili gracze z pozycji rzucającego obrońcy wybrani w drafcie po sobie: Bradley Beal (nr 3) i Dion Waiters (nr 4), którzy mimo wahań formy pierwszy sezon mogą uznać za udany. Z czasem powinni być jeszcze lepszymi strzelcami, a Beal ma na pewno potencjał by w niedalekiej przyszłości stać się uczestnikiem All-Star. Waiters, wybrany trochę sensacyjnie z bardzo wysokim numerem, nie zawiódł i w przyszłości duet Kyrie Irving - Waiters może siać postrach na obwodzie. Dobre wrażenie pozostawił po sobie Harrison Barnes, który jako jedyny z czołowych debiutantów ma okazję grać teraz w play-offach, będąc dodatkowo graczem pierwszej piątki Golden State Warriors. To był dobry wybór, a jedyne co można mu zarzucić to jeszcze bardzo nieustabilizowana forma, bardzo często przeplata mecze dobre ze słabszymi, ale to też z czasem powinno się zmienić. 

Z wysoko wybranych więcej można było oczekiwać po Thomasie Robinsonie, który po karierze w NCAA wydawał się gotowym produktem od razu do gry NBA, Michaelu Kiddzie-Gilchriście (w słabych Bobcats drugi numer draftu musi się wyróżniać). Swoje pięć minut w sezonie miał Terrence Ross, na razie mało jeszcze wykorzystywany przez Toronto, ale kiedy grał to pokazał, że może być z niego z czasem niezły zawodnik. Na razie Ross zabłysnął szczególnie w czasie Weekendu Gwiazd, gdzie wygrał konkurs wsadów. Andre Drummond wybrany przez Pistons to bardzo ciekawy podkoszowy, który na razie gra jeszcze stosunkowo niewiele minut, ale świetnie je wykorzystuje: gdyby wziąść pod uwagę wskaźnik PER-36 to Drummond notował w sezonie średnie 13,8 punktów i aż 13,2 zbiórek. Nieźle jak na ligowego żółtodzioba, który niebawem z Gregiem Monroe może stworzyć pod koszem duet nie do przejścia dla rywali. Poza w miarę trafnymi wyborami sporo było także rozczarowań i przejawów niedosytu, bo więcej należało oczekiwać od Austina Riversa, Royce'a White'a, Kendalla Marshalla i jeszcze kilku innych. Z dalszych numerów ciekawie zaprezentował się ten, który planowo zostałby wybrany dużo wyżej, czyli Jared Sullinger. Widać, że drzemie w nim nie tylko potencjał, ale także podatność na kontuzje. Ponadto póki co żaden zawodnik wybrany w drafcie 2012 z niższymi numerami poważniej nie zaistniał jeszcze w NBA ( ewentualnie Festus Ezeli?). Jak na razie zawodnicy z drugiej rundy pełnią głównie epizodyczne role i stanowią dla poszczególnych ekip najczęściej rzadko wykorzystywaną głęboką rotację. Być może dopiero z czasem ujawni się kolejna wersja Manu Ginobiliego.

Opinie jakoby ostatnia draftowa loteria powinna być jedną z lepszych w ostatnich latach podsycała zainteresowanie od początku sezonu. Każdego roku liga akademicka "produkuje" kilku koszykarzy o potencjale na miarę występów w Meczach Gwiazd. Warto przyjrzeć się jak prezentowały się poprzednie roczniki na starcie swoich zawodowych karier. Więc w latach 2004-2011 NBA zasiliło sporo zawodników, którzy zdążyli niejednokrotnie zagrać w All-Star. Zdarzało się, że eksplodowali dopiero z czasem, doskonały jest tutaj przykład Rajona Rondo, który nie od razu stał się nie tylko kluczowym rozgrywającym, ale też liczącym się debiutantem. Porównując draft 2012 do tych z lat 2004-2011 można wybrać z każdej loterii pięciu zawodników i zobaczyć ich osiągnięcia w debiutanckim sezonie. Na tej podstawie można porównać, czy ostatni nabór rozczarował, okazał się lepszy niż przewidywano czy po prostu w pełni odzwierciedla już na starcie pozycję tego naboru w historii. Oto pięciu wybranych zawodników z draftów 2004-2012 i ich średnie w sezonie regularnym:

2012: Damian Lillard 19,0 pkt; 3,1 zb; 6,5 as; Anthony Davis 13,5 pkt; 8,5 zb; 1,0 as; Dion Waiters 14,7 pkt; 2,4 zb; 3,0 as; Bradley Beal 13,9 pkt; 3,8 zb; 2,4 as; Harrison Barnes 9,2 pkt; 4,1 zb, 1,2 as;

2011: Kyrie Irving 18,5 pkt; 3,7 zb; 5,4 as; Brandon Knight 12,8 pkt; 3,2 zb; 3,8 as; Kemba Walker 12,1 pkt; 3,5 zb; 4,4 as; Klay Thompson 12,5 pkt; 2,4 zb; 2,0 as; Kenneth Faried 10,2 pkt; 7,7 zb; 0,8 as;

2010: John Wall 16,4 pkt; 4,6 zb; 8,3 as; DeMarcus Cousins 14,1 pkt; 8,6 zb; 2,5 as; Greg Monroe 9,4 pkt; 7,5 zb; 1,3 as; Wesley Johnson 9,0 pkt; 3,0 zb; 1,9 as; Paul George 7,8 pkt; 3,7 zb; 1,1 as;

2009: Tyreke Evans 20,1 pkt; 5,3 zb; 5,8 as; Stephen Curry 17,5 pkt; 4,5 zb; 5,9 as; Brandon Jennings 15,5 pkt; 3,4 zb; 5,7 as; Jonny Flynn 13,5 pkt; 2,4 zb; 4,4 as; James Harden 9,9 pkt; 3,2 zb; 1,8 as;

2008: Derrick Rose 16,8 pkt; 3,8 zb; 6,1 as; O.J. Mayo 18,5 pkt; 3,8 zb; 3,2 as; Eric Gordon 16,1 pkt; 2,6 zb; 2,8 as; Russell Westbrook 15,3 pkt; 4,9 zb; 5,3 as; Brook Lopez 13,0 pkt; 8,1 zb; 1,0 as;

2007: Kevin Durant 20,3 pkt; 4,4 zb; 2,4 as; Al Horford 10,1 pkt; 9,7 zb; 1,5 as; Jeff Green 10,5 pkt; 4,7 zb; 1,5 as; Mike Conley 9,4 pkt; 2,6 zb; 4,2 as; Thaddeus Young 8,2 pkt; 4,2 zb; 0,8 as;

2006: Brandon Roy 16,8 pkt; 4,4 zb; 4,0 as; Andrea Bargnani 11,6 pkt; 3,9 zb; 0,8 as; Adam Morrison 11,8 pkt; 2,9 zb; 2,1 as; Rudy Gay 10,8 pkt; 4,5 zb; 1,3 as; LaMarcus Aldridge 9,0 pkt; 5,0 zb; 0,4 as;

2005: Chris Paul 16,1 pkt; 5,1 zb; 7,8 as; Charles Villanueva 13,0 pkt; 6,4 zb; 1,1 as; Channing Frye 12,3 pkt; 5,8 zb; 0,8 as; Raymond Felton 11,9 pkt; 3,3 zb; 5,6 as; Deron Williams 10,8 pkt; 2,4 zb; 4,5 as;

2004: Dwight Howard 12,0 pkt; 10,0 zb; 0,9 as; Emeka Okafor 15,1 pkt; 10,9 zb; 0,9 as; Ben Gordon 15,1 pkt; 2,6 zb; 2,0 as; Luol Deng 11,7 pkt; 5,3 zb; 2,2 as; J.R. Smith 10,3 pkt; 2,0 zb; 1,9 as;

Wydaje się, że debiutanci z obecnego sezonu ustępują tylko rookies z roczników 2008 i 2009, tutaj nie ma co do tego wątpliwości. Rose, Gordon, Westbrook, Curry w swojej krótkiej przecież karierze bardzo szybko potwierdzili swoją klasę, dodatkowo poza występami w NBA, już w 2010 roku zdobyli mistrzostwo świata. W zupełności wzmocnili swoją wysoką pozycję, na którą pracowali i tak już od pierwszego sezonu, z czasem jeszcze bardziej się rozwijając. A trzeba pamiętać, że wtedy wybrani zostali także Kevin Love i Blake Grifiin, który nie był brany pod uwagę w zestawieniu z uwagi na brak gry w swoim teoretycznie pierwszym sezonie. Z pozostałymi draftami, choć jak się okazało - dostarczyły do NBA takie sławy jak Howard, Paul, Deron Williams, Durant, ostatni rocznik może już spokojnie konkurować. Oczywiście biorąc pod uwagę tylko wyniki z pierwszego sezonu.

Dopiero w ciągu najbliższych dwóch-trzech sezonów okaże się, czy ostatnie wybory pójdą śladem Adama Morrisona, czy jednak potwierdzą opinie jeszcze z czasów akademickich. Przyglądając się każdego roku na rookies nie ma tez przypadku, że najlepiej radzą sobie głównie rozgrywający i ogólnie gracze niewysocy. Zawodnicy z pozycji 4-5 często jeszcze surowi technicznie, bez odpowiedniej masy nie mają szans z weteranami pokroju Garnetta czy Tima Duncana. Łatwiej przystosować się rozgrywającym, a potwierdzeniem tego jest właśnie Damian Lillard, kontynuujący tradycję i będący czwartym w przeciągu ostatnich pięciu lat point guardem, który otrzymał nagrodę dla najlepszego debiutanta. Generalnie jeśli o talentach 2012 mówiono, że to może być jeden z lepszych draftów po słynnym 2003 roku, to na tą chwilą można w jakimś stopniu się z tym zgodzić. Aby zrobić to w pełni, potrzeba do tego kilku najbliższych lat i efektywnych eksplozji chociaż kilku talentów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz