Przez lata Półwysep Bałkański uchodził za główne źródło "produkcji" gwiazd europejskiego formatu. Symbolem była Jugosławia, która przez lata, nawet po powstaniu nowych państw, świetnie sobie radziła na wielkich turniejach. Dziś ani Serbowie, ani Chorwaci - dwie główne podpory dawnej Jugosławii, nie mają takiej siły rażenia jak jeszcze na początku XXI wieku.
Na początku lat 90. po rozpadzie dawnej Jugosławii na mapie Europy pojawiły się nowe państwa, a dla koszykówki największe znaczenie miało powstanie Chorwacji i "nowej" Jugosławii (Serbowie i Czarnogórcy). Dwie siły, których koszykarze jeszcze w 1991 roku zdobywali mistrzostwo Europy w Rzymie pod jednym sztandarem. Z uwagi na politykę serbscy gracze nie mogli zagrać na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie, a rolę głównej bałkańskiej siły przejęli Chorwaci. Wracając do Jugosławii, reprezentanci tego kraju pojawili się na wielkim turnieju dopiero w 1995 roku, kiedy od razu zdobyli mistrzostwo Europy. Jugosłowianie jako najlepsza drużyna Europy tamtej epoki wygrywała też w ME 1997, 2001, a latem 1999 roku przywiozła "tylko" brąz co było powszechnie uznawane za wypadek przy pracy. Jeszcze lepiej szło im na mistrzostwach świata, wszak wygrali je dwukrotnie z rzędu, w 1998 i 2002 roku, skrzętnie wykorzystując kryzys USA. Z kolei na igrzyskach olimpijskich w Atlancie Jugosławia zagrała w przegranym finale z Dream Teamem III, ale przez spory czas tego pamiętnego spotkania dotrzymywała kroku Amerykanom, którzy przez około trzydzieści minut nie mogli znaleźć sposobu na twardą bałkańską koszykówkę. Zresztą finał z Atlanty był tym, który powinien mieć miejsce już w Barcelonie, kiedy Jugosławia prawdopodobnie miała swój najlepszy zespół w historii. Po Atlancie, na kolejnych igrzyskach w Sydney przyszło rozczarowanie, bo inaczej nie można nazwać braku awansu do strefy medalowej, nawet mimo absencji w składzie Vlade Divaca i Predraga Danilovicia. Był to najsłabszy występ zamykający pełen triumfów XX wiek. A za tymi wszystkimi sukcesami do 2002 roku stały już wtedy trenerskie legendy: Dusan Ivkovic, Zelijko Obradovic i Svetislav Pesic.
Aż tak dobrze jak Serbom nie wiodło się po rozpadzie starej Jugosławii reprezentacji Chorwacji, ale kilkukrotnie bardzo mocno zaznaczyli swoją obecność na mistrzowskich turniejach. Oczywiście najbardziej pamiętna Chorwacja to ta z finału barcelońskich igrzysk, jeszcze z Drażenem Petroviciem w składzie, ale silną pozycję potwierdzili na Eurobasketach '93 i '95, skąd przywieźli brązowe medale. Niezwykle udany okazał się także debiut na mistrzostwach świata w Kanadzie, gdzie w 1994 roku Chorwaci także zajęli trzecie miejsce. Wszystkie wymienione medale w tych latach zdobywały takie legendy jak chociażby Toni Kukoc, Dino Radja czy znany później z występów w PLK, Vladan Alanovic. Zresztą nawiązując do PLK nie można zapominać o Żanie Tabaku, jednym z najważniejszych ogniw złotego bałkańskiego pokolenia i o Alanie Gregovie, który z Chorwacją zdobył medale w latach 1992-1993.
W momencie zakończenia karier przez wielu przedstawicieli złotej generacji oczywiste było, że o sukcesy będzie trudniej niż dotychczas, ale chyba nikt nie przewidywał, że sztandarowe reprezentacje z półwyspu bałkańskiego na tak długo stracą rolę hegemona europejskiego basketu. Wraz z odejściem od nazwy Jugosławia odeszły także triumfy na parkiecie - po złocie na MŚ w Indianapolis, gdzie drużyną świetnie dyrygował Dejan Bodiroga, od 2003 Serbów dotyka pasmo rozczarowań, tylko na chwilę przerwane w trakcie polskiego EuroBasketu. W pięciu ME tylko jeden srebrny medal to dorobek dużo poniżej oczekiwań całej serbskiej społeczności, rozkochanej w koszykówce. Odzyskać tytułu nie pomogła nawet organizacja turnieju w Belgradzie, gdzie doszło do klęski, bo dziewiątego miejsca inaczej nazwać nie można. Podobne rozczarowanie przeżyto rok później, kiedy na MŚ 2006 Serbia nie zmieściła się nawet w dziesiątce. Wydawało się, że lepsze czasy nadeszły wraz z ponownym objęciem selekcjonerskiego stołka przez Ivkovicia i rzeczywiście początek pracy napawał sporym optymizmem: srebro po przegranym finale Hiszpanią w Spodku i po fantastycznym półfinałowym meczu ze Słowenią oraz czwarte miejsce na MŚ rok później. I póki co są to ostanie dobry wyniki, bo przeciętny wynik na ostatnim EuroBaskecie, brak kwalifikacji do Londynu, podobnie zresztą jak cztery lata wcześniej do Pekinu, sprawia, że Serbii pociąg z resztą światowej czołówki nieco odjechał. Jeszcze bardziej odjeżdża on jednak Chorwacji, która po 1995 roku nie zaliczyła już żadnego turnieju, w którym potrafiłaby awansować do strefy medalowej. Od 1997 roku najwyższe miejsce w EuroBaskecie to szósta lokata, a od tego czasu w turniejach olimpijskich i mistrzostw świata łącznie uczestniczyli zaledwie dwa razy. Ostatni mistrzowski turniej, ME na Litwie, też zakończył się klapą, czyli miejscami 17-20. Okazją do rehabilitacji, zarówno dla Serbii i Chorwacji, będzie wrześniowy EuroBasket rozgrywany na słoweńskich parkietach, a więc na terenie dawnej zjednoczonej Jugosławii. Słoweńcy zresztą przejęli pałeczkę po Chorwatach i to oni są najlepszym zespołem obok Serbii na Bałkanach w ostatnich latach. A jeszcze na Litwie rewelacją byli przecież Macedończycy, awansujący po raz pierwszy do półfinału ME.
Tak jak kiedyś Serbowie wygrywali w cuglach mistrzostwa Europy, tak dziś niezmiernie trudno byłoby to powtórzyć w wewnętrznych mistrzostwach Półwyspu Bałkańskiego, gdyby takowe były rozgrywane, o Chorwatach już nawet nie wspominając. Rozpoczęty proces przebudowy przez Ivkovicia w celu stawiania na młodzież ma sens, wszak w Serbii nadal rodzi się całkiem dużo talentów, w kategorii U-20 byli przecież mistrzami Europy w 2007 i 2008 roku, ale nie przekłada się to później specjalnie na seniorską reprezentację. Oczywiście nie brakuje indywidualności jak Milos Teodosic, Nenad Krstic czy Nemanja Bjelica, ale już zebrać całą dwunastkę, która mogłaby walczyć o prymat w Europie, dziś byłoby o to trudno. Ponadto nie słychać dziś o znaczących serbskich graczy w NBA, przecież porównania Sashy Pavlovicia do jeszcze niedawno grającego Peji Stojakovicia nie mają najmniejszego sensu. Jest wielu koszykarzy porozsiewanych po całej Europie, solidnych, ale by stworzyć choćby kadrę zbliżoną do tej z 2002 roku w najbliższym czasie raczej nie ma co liczyć. Serbia i tak jest w dużo lepszej sytuacji niż nasz grupowy rywal na wrześniowym EuroBaskecie, któremu ciężko będzie po raz kolejny zagrać o coś więcej niż tylko co najwyżej awans do ćwierćfinału. Najwięcej nadziei wiąże się z 19-letnim Dario Sariciem, który ma być najlepszym chorwackim koszykarzem od czasu Toni Kukoca. Na razie zdążył poprowadzić swoją młodzieżową reprezentację do Mistrzostwa Europy do lat 18. Być może dopiero ten zespół za dobrych kilka lat na czele z Sariciem pozwoli przypomnieć Chorwatom sukcesy z pierwszej połowy lat 90. Na dziś jednak Hrvatska to trochę taki zespół bez błysku, nawet mimo posiadania graczy tej klasy co Roko-Leni Ukic, Bojan Bogdanovic, Marko Popovic, Zoran Planinic, Ante Tomic, Polska wcale nie stoi na straconej pozycji na najbliższym EuroBaskecie.
O medale Serbii i Chorwacji będzie bardzo trudno nie tylko ze względu na słabszy niż kiedyś koszykarski narybek. W ostatnich dwudziestu latach zmienił się też układ sił w europejskiej koszykówce. W latach 1992-1998 na siedmiu wielkich turniejach prym wiodła dawna Jugosławia oraz kraje dawnego Związku Radzieckiego. W tym czasie na MŚ, ME i IO z krajów szeroko pojętej Europy Zachodniej po jednym medalu zdobywały tylko sensacyjnie Niemcy oraz Włochy, resztę podzielili między sobą Jugosłowianie, Chorwaci, Rosjanie i Litwini. Dziś patrząc na wielkie turnieje i rozgrywki juniorskie widać wyraźnie, że główne europejskie siły stanowią Hiszpanie, Francuzi, którzy także stale dostarczają kolejne talenty na parkiety NBA, rozbudowując i tak już spore siatki swoich przedstawicieli w najlepszej lidze świata. Na jeszcze wyższym poziomie niż kiedyś są także Grecy, a ze starych potęg najlepiej radzi sobie obecnie Rosja. Zresztą koszykarska Europa zrobiła się na tyle wyrównana, że jest spora grupa reprezentacji, która w każdych kolejnych mistrzostwach może stanąć na podium. Z automatu przed każdym turniejem wymienia się w tym gronie także Serbów i Chorwatów, ale na końcu gdzieś giną w peletonie. Najbliższa okazja, by to zmienić już we wrześniu na terenie dawnej Jugosławii, gdzie tuż za rogiem Serbii i Chorwacji wyrośli rywale już nie do zlekceważenia. Słoweńcy, Macedończycy, Czarnogórcy, Bośniacy - każdy z tych krajów posiada koszykarzy, którzy mogliby spokojnie znaleźć się w dzisiejszej kadrze Serbów. Patrząc na liczbę reprezentacji mogących namieszać w tym regionie, zapożyczenie do koszykówki politycznego pojęcia "bałkański kocioł" jest jak najbardziej na czasie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz