Ogłoszona tydzień temu szeroka kadra reprezentacji Polski może robić wrażenie. Dirk Bauermann ogłosił prawie wszystko co najlepsze polski basket ma w tym momencie do zaoferowania. Jednocześnie szeroka lista dwudziestu jeden koszykarzy pokazała jak wąskie jest zaplecze graczy mogących rywalizować na międzynarodowym poziomie.
Powoływanie szerokiej kadry w polskich realiach ma raczej wymiar symboliczny. Przed EuroBasketem 2011 w takiej kadrze znalazło się miejsce dla Macieja Lampego, Marcina Gortata, Krzysztofa Szubargi czy Michała Ignerskiego. Gdy jednak doszło do prawdziwych, a nie życzeniowych powołań, zabrakło w niej miejsca dla każdego z wymienionej czwórki. Ales Pipan, a może bardziej Walter Jeklin, powołali wówczas Jarosława Mokrosa, Michała Gabińskiego, a także Piotra Niedźwiedzkiego. Można odnieść wrażenie, że powoływanie wstępnej kadry jest też w pewnym stopniu ukłonem w środowisko wszelkiej maści "lobbystów", którzy optują za odmłodzeniem i powoływaniem do kadry co rusz nowych młodych koszykarzy, nawet jeśli ich jedynym atutem jest tylko wiek. Kto wie zresztą, czy w ogóle zespół, który ostatecznie powołał Pipan wygrałby mecz z tymi, którzy na Litwę nie pojechali.
Bauermann od początku zapowiadał, że chciałby mieć w składzie wszystkich możliwie najlepszych. Ewentualnie można dopytywać się jeszcze o Davida Logana i Dardana Berishę, ale poprzez swoje postawy i sposób budowania kariery zdyskwalifikowali się niejako sami. Można spojrzeć na rozesłane powołania dwutorowo. Z jednej strony z ogłoszonej szerokiej kadry należy się cieszyć, bo prezentuje się naprawdę imponująco jak na ogólną mizerię polskiego basketu. Jest i doświadczenie z NBA, Euroligi, silnych lig europejskich, koszykarze w najlepszym wieku, młode wilczki z rocznika '93, względnie młodzi, a już doświadczeni ligowcy jak Adam Waczyński. Wyselekcjonowanie ostatecznego zespołu, który pojedzie do Słowenii może przyprawić nawet o lekki ból głowy Bauermanna. Na obwodzie powinno być luźniej, ale generalnie słuszna wydaje się teza, że takiego bogactwa nie mieliśmy od lat. Oczywiście wszystkie przewidywania co do składu przypominają teraz wróżenie z fusów, tym bardziej w polskich realiach, gdzie zmieniamy ostatnio składy na EuroBasket bardziej niż Amerykanie na wielkie turnieje.
Jedna strona medalu to kłopoty bogactwa jakie polskiej koszykówce były kompletnie obce przez ostatnie kilkanaście lat, ale też jest ta druga, kiedy, jak się zobaczy na chłodno, okaże się, że nie mamy nawet dwudziestu w miarę równorzędnych zawodników na ten moment godnych reprezentowania kraju. Z wyselekcjonowaniem 15-16 koszykarzy problemu nie byłoby żadnego, ale przy większej liczbie już zaczynają się schody. Przyjęło się, że do reprezentacji w dobrym tonie jest powoływać "młodych, zdolnych, dobrze rokujących", którzy z czasem będą stanowić o sile kadry. Tylko takie kryterium mogło służyć wysłaniu powołania dla Jakuba Wojciechowskiego (poziom rozgrywek, na którym występuje już na starcie powinien go dyskwalifikować, mimo, że latem 2012 zaprezentował się nawet momentami całkiem korzystnie), oraz tym bardziej dla Piotra Pamuły. Powoływanie zawodnika, nawet do szerokiej reprezentacji, który w lidze średnio spędzał ledwie 12 minut i rzucał tylko ponad 3 punkty na mecz, jest policzkiem wymierzonym w kondycję kadr w krajowym baskecie. Pamuła, choć pewnego talentu rzutowego odmówić mu nie można, zmarnował kompletnie cały sezon i nadal jest bohaterem jednego rzutu, a mimo to teoretycznie cały czas ma szansę na uczestnictwo w EuroBaskecie. Podobnie jest z powoływaniem młodych z rocznika '93. Przemysław Karnowski, który jeśli dużo grał w NCAA to tylko ze słabeuszami, a i rok temu potwierdził, że reprezentacja to za wysokie progi, dziś również jest potencjalnym kadrowiczem. Powołania dla Tomasza Gielo, Michała Michalaka na tą chwilę należy rozpatrywać w kategorii pewnego rodzaju zachęty do ciężkiej pracy. Niestety ciężko znaleźć też zawodników relatywnie lepszych od tych, którzy już znaleźli się na liście - Flip Dylewicz, ewentualnie Kamil Chanas, Paweł Leończyk i to chyba wszystko.
Wstępna lista Bauermanna wydaje się naprawdę sensowna, ale jednocześnie pokazuje jak niewielu mamy graczy z zaplecza pierwszego składu gotowych do gry na takim turnieju jak EuroBasket. Równie dobrze Niemiec mógł ogłosić teraz kadrę szesnastoosobową i wiele by to nie zmieniło. Nie mamy potencjału Hiszpanii, Rosji czy Litwy, żeby przebierać i dokonywać skrupulatnej selekcji. Na kilku pozycjach karty są dawno rozdane, jeśli nie nastąpią kontuzje i odmowy gry. Rozgrywający i gracze wysocy już dziś mogliby być spakowani i gotowi na Słowenię. Ładnie to wygląda na papierze, ta mieszanka rutyny z młodością, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że część powołań musiała być wysłana z braku laku. Wybieranie kogoś, kto gra ogony w PLK to jawna dewaluacja statusu reprezentanta Polski. A cały czas mówimy o kłopocie bogactwa jakiego przez ostatnie lata nie miał żaden trener.
Można mieć pewne zastrzeżenia też do postawy wicemistrzów świata z 2010 roku, którzy nie rozwijają się na pewno tak jak przystało na ich wcześniejszą pozycję w młodzieżowej koszykówce. Dziś jako 20-latkowie grają w drugiej lidze w tej kategorii wiekowej i najpierw tam muszą potwierdzić swoją wartość. Nie mamy swojego Siergieja Karasiewa, który w bardzo silnej lidze rosyjskiej w wieku 20 lat rzuca ponad 18 punktów na mecz i jest najlepszym strzelcem tych rozgrywek. Nawet Mateuszowi Ponitce, jeszcze cały czas notowanego wysoko w rankingach swojego rocznika, dystans do najlepszych 20-latków na świecie coraz bardziej się zwiększa. Dla porównania, w obecnym wieku "chłopców Szambelana" Dominik Tomczyk czy Adrian Małecki byli już przecież czołowymi zawodnikami polskiej ligi rzucając sporo powyżej 10 punktów w meczu, czyli progu, którego nie osiągnął żaden z obecnych przedstawicieli rocznika '93.
Można mieć pewne zastrzeżenia też do postawy wicemistrzów świata z 2010 roku, którzy nie rozwijają się na pewno tak jak przystało na ich wcześniejszą pozycję w młodzieżowej koszykówce. Dziś jako 20-latkowie grają w drugiej lidze w tej kategorii wiekowej i najpierw tam muszą potwierdzić swoją wartość. Nie mamy swojego Siergieja Karasiewa, który w bardzo silnej lidze rosyjskiej w wieku 20 lat rzuca ponad 18 punktów na mecz i jest najlepszym strzelcem tych rozgrywek. Nawet Mateuszowi Ponitce, jeszcze cały czas notowanego wysoko w rankingach swojego rocznika, dystans do najlepszych 20-latków na świecie coraz bardziej się zwiększa. Dla porównania, w obecnym wieku "chłopców Szambelana" Dominik Tomczyk czy Adrian Małecki byli już przecież czołowymi zawodnikami polskiej ligi rzucając sporo powyżej 10 punktów w meczu, czyli progu, którego nie osiągnął żaden z obecnych przedstawicieli rocznika '93.
Powołań do szerokiej kadry reprezentacji Polski nie ma co lekceważyć, ale też tym bardziej przeceniać. Jest ciekawym wydarzeniem i powoduje pewne zainteresowanie medialne tą drużyną, która, mając swoje pięć minut tylko przez chwilę w okresie letnim, takiego zainteresowania bardzo potrzebuje. Ale o ich faktycznej wartości przekonać się będzie można dopiero sprawdzając obecność na treningu w pierwszym dniu prawdziwych przygotowań. Do tego czasu pełnią tylko funkcję życzeniową trenera, PZKosz. i całego środowiska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz