poniedziałek, 28 stycznia 2013

Na przekór stereotypom.


W ostatnim wpisie pokrótce opisywani byli Mateusz Ponitka, Przemysław Karnowski i Michał Michalak. Cała trójka od 17. roku życia znajduje się na świeczniku koszykarskiej Polski. Jakże odmienną i o wiele trudniejszą drogę do elity PLK przeszedł już 30-letni Jakub Dłoniak.

O Jakubie Dłoniaku w rodzinnym Gorzowie Wlkp. od lat można było usłyszeć legendy, między innymi jak to za młodu w pojedynkę potrafił wygrywać mecze w rozgrywkach szkolnych reprezentując miejscową "Budowlankę", popularny "Chemik" czy jeszcze wcześniej słynącą ze szkolenia koszykówki SP 13. Oczywiście od dominacji na szkolnych boiskach do choćby pół-amatorskiej gry w trzeciej klasie rozgrywkowej jest daleka droga, zwłaszcza w takim przypadku jak Dłoniak. Pochodząc z miasta, w którym pod koniec lat 90-tych jedyną stycznością z poważnym męskim basketem był sparing między Komfortem Forbo Stargard Szczeciński a Zastalem Zielona Góra, jedyną opcją na kontynuowanie kariery po wieku juniorskim były przenosiny do większego ośrodka. Najbliżej było do Szczecina, gdzie kulisy przybycia do miejscowego klubu przedstawił mi miejscowy trener, Józef Pawłowicz. Doświadczony szkoleniowiec (m.in. trener mistrzów Polski Juniorów w 2000 roku) opowiadał jak przed halą zjawiło się dwóch młodych chłopaków, z których jeden chciał po prostu zaprezentować swoje umiejętności. To był oczywiście Jakub Dłoniak, a jego towarzyszem i niejako "agentem" był jego brat Dawid (piłkarz mający w karierze występy w I oraz II lidze). Jak opowiadał Pawłowicz, nie mógł od razu przyjąć go na zajęcia, ale postanowił kilka miesięcy później przyjrzeć się tajemniczemu młodemu chłopakowi. Dalsze losy wydają się już znane - występy w Szczecinie i mozolne wspinanie się po drabinkach ligowej hierarchii. Kolejnym dużym krokiem w tamtym czasie był transfer do Znicza Pruszków, miasta przecież tak znaczącego dla krajowej koszykówki. Praca pod kierunkiem Jacka Gembala przynosiła efekty, a przez dwa sezony Dłoniak osiągął średnie nawet do 20 punktów na mecz. Pobyt w Pruszkowie bardzo ukształtował gracza przecież już niemłodego i już tzw. "nie rokującego", wszak odchodząc z Pruszkowa popularny JD liczył sobie już 26 lat. 

W końcu po wielu latach wspinaczki, w 2010 roku nastąpił wreszcie debiut w PLK, debiut-marzenie, bo   jak inaczej nazwać zwycięstwo beniaminka nad aktualnym wtedy mistrzem Polski i uczestnikiem Top 8 Euroligi, Asseco Prokomem. Debiutancka bajka okraszona została dodatkowo miejscem w wyjściowym składzie w Meczu Gwiazd PLK. Oczywiście Dłoniak nie był wtedy graczem na pierwszą piątkę, nie ulega to wątpliwości, a głosy zawdzięczał swojemu żelaznemu elektoratowi ze stowarzyszenia Niebo Jest Boiskiem (w przerwie letniej Dłoniak także promuje koszykówkę wśród adeptów biegających po osiedlach za pomarańczową piłką), który licznie pojawił się tez na samym meczu gwiazd. Takich fanów mogą mu pozazdrościć występujący od lat inni krajowi wyjadacze, którzy w głosowaniu zostali w tyle za ligowym żółtodziobem. Po dobrym sezonie debiutanckim, w kolejnym Dłoniak zdobył brązowy medal z Zastalem, osiągając życiowy sukces. Sam zawodnik jednak po debiutanckim sezonie nieco przyhamował, zanim już na dobre stracił miejsce w rotacji po przejęciu zespołu przez Mihailo Uvalina. Nawet jeszcze zanim Uvalin został trenerem, u Tomasza Jankowskiego Dłoniak nie zrobił progresu w stosunku do pierwszego sezonu w Zastalu, brakowało mu tej charakterystycznej swobody w grze. Być może wynikało to oprócz słabszej formy, z rosnącej rywalizacji w drużynie oraz specyficznego podejścia do budowy zespołu w Zielonej Górze. Obecny sezon pokazuje wyraźnie, że Polacy , poza Kamilem Chanasem i częściowo Marcinem Sroką, stanowią tam tylko tło dla stranieri. W każdym bądź razie było oczywiste, że latem 2012 roku w Zastalu miejsca dla Dłoniaka nie będzie. To, że załapie się do którejś drużyny PLK, nie budziło wątpliwości, a wybór padł na Siarkę Jezioro Tarnobrzeg. W "szczubiałowej" koncepcji zawsze ogromną rolę pełnili głównie gracze ze Stanów, dopiero w tym sezonie te proporcje przełamuje właśnie Dłoniak. Ostatni raz u Dariusza Szczubiała Polak pełnił tak ważną rolę chyba, gdy był on selekcjonerem reprezentacji Polski. A więc wieki temu. Ponownie można przyczepić się do poziomu PLK, a Dłoniak nie zważając na to, stale podwyższa swoją średnią punktową, wynoszącą już przeszło 20 punktów. 

Dziś 30-latek może śmiać się w twarz wszystkim ekspertom zapowiadających przejęcie władzy w lidze przez nowe pokolenie, skazane na sukces już na starcie kariery. Jakoś się już przyjęło, że każdego kto liźnie seniorskiej koszykówki za młodu wypada nazywać "perspektywicznym, "talentem", "świetnie rokującym". Często są to potem jedyne chwile poważnego grania, a debiut w PLK młodzi zawodnicy zawdzięczają głównie miejscu zamieszkania. Historia Dłoniaka to całkowite zaprzeczenie stereotypowego modelu kariery, bez obecności haseł "SMS", "NCAA", "MP Juniorów", "U-16, U-18" w CV. Jednocześnie namacalny dowód, że nie tylko Władysławowo, Wrocław czy Trójmiasto i inne ośrodki stricte związane z basketem mają abonament na wykształcenie solidnego ligowca. Wychowanemu na obrzeżach profesjonalnej koszykówki dziś jedyne co może przypominać stare czasy w niższych ligach to wyłącznie hala w Tarnobrzegu.

1 komentarz:

  1. i oprócz tego, co najwazniejsze to naprawde świetny człowiek !

    OdpowiedzUsuń