środa, 23 stycznia 2013

Starcie pokoleń: TV vs. "league pass".


Przeglądając różne fora, komentarze dotyczące koszykówki daje się wyczuć często podział na dwa obozy: tych z tzw. boomu lat 90-tych i tych wychowanych już w innych realiach na technologicznych nowinkach. Mimo, że jest to różnica około piętnastu lat, czuje się, jakby minęła cała kilkudziesięcioletnia epoka.

Każdy kto się jeszcze załapał na transmisje (może lepiej napisać retransmisje?) Telewizji Polskiej z NBA i później TVN pamięta zapewne doskonale co to za uczucie towarzyszyło oglądaniu często godzinnego skrótu  nadawanego oczywiście z opóźnieniem. Nikt nie narzekał na komentarz, wystarczyła ta godzina plus kultowy magazyn NBA Action, który przedstawiał najświeższe informacje dotyczące ligi. Kontrakt TVP na pokazywanie NBA wygasł w 1997 roku, a prawa przejęła wchodząca dopiero na rynek komercyjna stacja TVN. Abstrahując od obecnego profilu stacji, TVN zrobiło wtedy dobrą robotę, aby ta koszykówka nadal była dostępna w polskich domach. Dwie transmisje w tygodniu (piątek, niedziela), magazyn NBA Action oraz program "Za trzy" (Jacek Łączyński i Bartosz Obuchowicz w roli prowadzących) było całkiem solidną porcją basketu jak na końcówkę lat 90-tych. Dodając do tego DSF dostępny w większości polskich domów, który nadawał skróty ze spotkań, polski widz mógł w miarę być na bieżąco z wydarzeniami na parkietach NBA. Wszystko zaczęło się jakoś psuć już po lokaucie, kiedy, nie ma co tego ukrywać, zainteresowanie ligą na pewno spadło. TVN już na przełomie wieków zorientował się co będzie dochodowe (początek Big Brothera, itp.), więc stacja oczywiście nie była zainteresowana prawami do ligi, która trafiła do Wizji Sport. Śmiem twierdzić, że to stacja, która wyprzedziła swoją epokę, o czym często wspominają dziennikarze pracujący wówczas w Wizji. Minusem oczywiście tego kanału była jego skromna dostępność, dlatego popisy gwiazd zza oceanu czy nawet krajowych gwiazdek w Pucharze Koraca przechodziły generalnie bez echa w społeczeństwie. Po upadku Wizji Sport nastąpił okres "bezkrólewia", kiedy żadna stacja nie była zainteresowana NBA. Dopiero później prawa trafiły do Canal + i tak jest do tej pory.  Kiedyś Włodzimierz Szaranowicz opowiadał jak wyglądały rozmowy z ligą w sprawie praw telewizyjnych. Jeszcze w latach 80-tych i na początku 90. NBA chciała sprzedać prawa za małe kwoty, aby ligę popularyzować w publicznych kanałach. Wraz z rozwojem i wzrostem popularności NBA zaczęła liczyć pieniądze i pod względem biznesowym słusznie stwierdziła, że ten kto da więcej, ten dostaje prawa do transmisji. W ten sposób liga zniknęła z kanałów otwartych, a w naszym polskim przypadku oznaczało to w wielu miejscach koniec na lata z koszykówką spod znaku NBA.

Młodsi fani basketu strasznie narzekają na C+ za ilość transmisji, komentarz, jakość, nawet za dni transmisji. Jest to po części zrozumiałe, bo w dobie dostępnego internetu każde spotkanie, zaczynając od Wizards vs. Bobcats, mamy na wyciągnięcie ręki, a raczej w zasięgu jednego kliknięcia. Może i dziś klasyczne transmisje telewizyjne w dobie League Pass nie mają szans, ale to cały czas telewizja kształtuje nasze umysły. Każdy ma pewnie jakiegoś znajomego, interesującego się kiedyś koszykówką, mówiąc o obecnej NBA "to nie to samo co w latach 90-tych". Takie osoby nie oglądały NBA prze lata nie dlatego, że nie chciały, ale jak śmiesznie to teraz brzmi, nie miały gdzie. Ponadto sporo jest "nawróconych", czyli pamiętających transmisje w kanałach niekodowanych, którzy po latach hibernacji zarywają noce przed monitorami. W Polsce jest także wiele osób interesujących się kiedyś koszykówką, ale wiele z nich nie wsiądzie już do pociągu z napisem "oglądam nocami NBA". Swego czasu brak transmisji w miarę ogólnodostępnych kanałach stworzył w Polsce pod względem fanowskim sporą dziurę, którą do dziś trudno załatać.

Gdy świat zachwycał się fantastycznym nastolatkiem, LeBronem Jamesem, a w Polsce nasłuchiwano wieści na temat występów Cezarego Trybańskiego, Macieja Lampe, dowiadywaliśmy się wszystkiego z suchych notek prasowych. Od tych wydarzeń mija właśnie dziesięć lat, a w NBA wiele się zmieniło. Rozwój urządzeń mobilnych sprawił, że niezależnie od miejsca zamieszkania lub stanu portfela, możemy obecnie oglądać wszystko w najwyższej jakości. Wykupując usługę league pass oglądamy kilka spotkań jednocześnie, mamy stały podgląd na rozbudowane statystyki, z każdym detalem kibic w każdym zakątku świata jest na bieżąco. David Stern i jego ludzie stworzyli swoisty fenomen, który jeszcze bardziej popularyzuje NBA na wszystkich kontynentach. Mimo to, nawet w dobie LP szydzenie z transmisji telewizyjnych jest cały czas nie na miejscu. Tą "staroświecką" metodą nadal wiele osób kształtuje swoje gusta, a wszelkie głosy krytyczne pod adresem C+ tylko potwierdzają, że obecność w telewizji nadal budzi spore emocje. Z drugiej strony, dobrze, że jest co krytykować, dekadę temu nie było nawet czego.

2 komentarze:

  1. można też śmiało wspomnieć o telegazecie :) zawsze wyniki na bieżąco, najnowsze info ze świata NBA i ... o dziwo "Skarb Kibica NBA" dostępny przed startem sezonu ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak Telegazeta i strony 265-267 są obowiązkowe do dziś... League Pass jest jak narkotyk, jak raz spróbujesz nie odstawisz. Jedynie cena może odstraszyć. Pewnie wielu młodych marzy o tej aplikacji, lecz rodzice nie chcą o tym słyszeć. "Starsi" tacy jak ja, którzy mają bądź myślą o założeniu rodziny co roku stają przed dylematem o zakupie LP. A później znów problem jak wytłumaczyć żonie zniknięcie z konta 400 zł...

    OdpowiedzUsuń