niedziela, 3 listopada 2013

"Kangury" czarnym koniem?


Jest na świecie jeden zespół, który obok Stanów Zjednoczonych jest zawsze pewny udziału w mistrzostwach świata, choć światową potęgą na pewno nie jest. Australia, która od lat ociera się o czołowe miejsca, w przyszłym roku w Hiszpanii może wystawić całkiem ciekawy skład na miarę awansu do czołowej ósemki na świecie.

Popularni "Boomers" przyzwyczaili, że do tej najlepszej ósemki na igrzyskach olimpijskich dostają się regularnie - w ostatnich prawie czterdziestu latach tylko w Atenach w 2004 roku znaleźli się poza ćwierćfinałem. By na igrzyskach osiągnąć dobry rezultat, na pewno sprzyja im klucz geograficzny, ale nie tylko. "Kangury" dysponują ciekawymi zawodnikami, którzy, jeśli zagrają w komplecie, dodają kolorytu w międzynarodowym baskecie. Aż tak dobrze jak na IO Australijczykom nie szło do tej pory w mistrzostwach świata, gdzie ostatnio regularnie zajmują miejsca w okolicach dziesiątego. Najbliższa okazja, by to zmienić nastąpi już za niecały rok w Hiszpanii.

Australijska koszykówka dla osób z Europy jest, mimo eksportowania sporej ilości zawodników na Stary Kontynent, cały czas nieco egzotyczna. Nie najsłabsze rozgrywki NBL mało kto ogląda, więc trudno zdać sobie sprawę, że i w tamtejszej lidze świetnych zawodników nie brakuje. Trochę tą "egzotyczną" opinię potwierdził epizod w NBA jakiego doświadczył Andrew Gaze. Największy gracz w historii krajowej ligi u schyłku kariery w wieku 34 lat zadebiutował w San Antonio Spurs, z którymi zresztą zdążył zdobyć mistrzostwo NBA w 1999 roku, na parkietach najlepszej ligi świata nie mógł odnaleźć się zupełnie i nie przypominał wielkiego strzelca znanego z reprezentacji i NBL. W NBA Australię promował dużo bardziej Luc Longley, ale on był w zasadzie w dużym stopniu ukształtowany przez Stany Zjednoczone, w których już studiował na uczelni, a w reprezentacji kraju na dużej imprezie zagrał tylko raz, a miało to miejsce na igrzyskach w Sydney w 2000 roku, gdzie gospodarze zajęli znakomite czwarte miejsce. Trochę pracę na rzecz ojczyzny nadrabia obecnie, gdyż pełni rolę asystenta selekcjonera kadry, Andreja Lemanisa.

Obecnie czwartą reprezentacją na świecie "Kangury" nie są na pewno, ale przy najlepszym możliwym składzie i odrobinie szczęścia otarcie się o te miejsce jest cały czas całkiem realne. Problemem jest tylko, czy uda się jeszcze zebrać ten najlepszy możliwy skład, bo z tym ostatnio notorycznie były problemy. W ostatnich mocno kadłubowych mistrzostwach Oceanii, czyli dwumeczu z Nową Zelandią najbardziej znanym zawodnikiem w składzie był Patrick Mills, który na igrzyskach olimpijskich w Londynie został najlepszym strzelcem turnieju zdobywając średnio na mecz ponad 21 punktów. Zawodnik na co dzień znany z roli rezerwowego w San Antonio Spurs w kadrze pełni zupełnie inną, znacznie większą rolę. W Londynie obok Millsa znajdował się jeszcze jeden zawodnik obecnie występujący pod okiem Gregga Popovicha - Aron Baynes. W poprzednim sezonie Baynes zaprezentował się bardzo przyzwoicie w Eurolidze w barwach Olimpiji Ljubljana, co zaowocowało później podpisaniem kontraktu ze Spurs. Takiej roli w rotacji San Antonio jak na Słowenii oczywiście nie pełni, ale też wicemistrzowie NBA nie zatrudniają nikogo przypadkowego.

W składzie z meczów z Nową Zelandią znajdował się także jeszcze jeden gracz z NBA, a był nim Matthew Dellavedova, który jako absolwent uczelni Saint Mary's nie został wybrany w drafcie, ale ostatecznie znalazł miejsce w składzie Cleveland Cavaliers. Kogoś oczywiście brakuje, bo największym nie tylko z uwagi na wzrost w australijskim baskecie jest Andrew Bogut. Zawodnik obecnie reprezentujący Golden State Warriors, a niegdyś wybrany z pierwszym numerem w drafcie jeśli tylko jest w pełni zdrowy, jest jednym z najlepszych środkowych w NBA. Problem jednak, że częste urazy i nieobecności powodują, że występy w kadrze w przypadku Boguta będą pewnie niewiadomą. Szkoda, bo pod koszem Australijczyków akurat takie wzmocnienie byłoby bardzo wskazane. Obecnie jedynym naprawdę klasowym graczem podkoszowym jest już 33-letni David Andersen, który jest też najbardziej utytułowanym graczem w Oceanii. Andersen zdobywał mistrzostwa i puchary w najmocniejszej ligach Europy - włoskiej, rosyjskiej, hiszpańskiej, tureckiej oraz w samej Eurolidze triumfował aż trzykrotnie. Wielka kariera, ale jednak zbliżająca się już ku końcowi (na razie Andersen jeszcze pozostaje bez klubu), ale przyszłoroczne mistrzostwa świata mogłyby być idealnym zwieńczeniem występów w reprezentacji, w której występował bardzo często. Bogut, Mills, Andersen to na pewno najbardziej znani zawodnicy kibicom na świecie. Do tych nazwisk w niedalekiej przyszłości może dołączyć Dante Exum, który mając obecnie 18 lat zdążył już zadebiutować w seniorskiej kadrze i jest typowany nawet do miejsca na podium w przyszłorocznym drafcie. Największy talent od czasów Boguta zapewniłby Australii duże większe możliwości na obwodzie, ale w kontekście przyszłorocznego turnieju w Hiszpanii trudno jeszcze myśleć, by był to zespół oparty na niedoświadczonym 19-latku.


Andersen nie jest jedynym Australijczykiem, który znany jest europejskim kibicom z gry na na poziomie Euroligi w topowych klubach. Jest Joe Ingles, który po występach przez trzy sezony w Barcelonie obecnie gra w Maccabi Tel Awiw. 26-latek na warunki reprezentacyjne jest świetnym pierwszym niskim skrzydłowym i jedną z najważniejszych postaci w zespole. Kibicom Barcelony na pewno doskonale znany też jest Nate Jawai, którego jednak próżno szukać w reprezentacyjnych składach. Czarnoskóry potężny australijski center gra obecnie w Galatasaray Liv Hospital Stambuł i pod koszem także w reprezentacji byłby koszmarem dla wielu mniej atletycznych środkowych. Bogut, Andersen i Jawai? Bez wątpienia taki zestaw budziłby respekt praktycznie każdej reprezentacji na świecie.

Spora grupa Australijczyków występuje w Europie, ale nie jest aż tak bardzo znana jak zawodnicy wymienieni wyżej. Do tego grona zaliczani są Brad Newley (wybrany niegdyś w drafcie przez Houston Rockets) grający obecnie w lidze ACB w zespole CB Gran Canaria, a mający ponadto na europejskich parkietach solidne kilkuletnie doświadczenie, potężny środkowy z Lokomitvu Kubań - Aleks Maric, czy choćby doskonale znany z występów w Stelmecie Zielona Góra David Barlow. Na polskich parkietach jeszcze bardziej znany jest Daniel Kickert, któremu jednak ciężko w ostatnich latach załapać się do składu na duży turniej. Ponadto jest jeszcze spora grupa zawodników znanych głównie z występów w krajowej Natonal Basketball League, którzy zawsze licznie reprezentują Australię na międzynarodowych turniejach. Takim przykładem może być kolejny podkoszowy olbrzym mierzący 218 centymetrów, Luke Nevill, który pod nieobecność Boguta jest rezerwowym Andersena.

Australia w 2014 roku może naprawdę namieszać w mistrzostwach świata, ma ku temu możliwości, ale musi być spełnionych kilka warunków. Pierwszy i najistotniejszy to zebranie wszystkich najlepszych graczy w tym samym miejscu i czasie. To największa bolączka nie tylko Australijczyków, ale jakichś dziewięćdziesięciu koszykarskich reprezentacji na świecie. Obwód z Millsem, Inglesem, Exumem, Dellavedovą, pod koszem Bogut, Andersen, Jawai - z takim składem kangurzy skok w kierunku czołowej ósemki na MŚ byłby bardzo realny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz