sobota, 30 listopada 2013

Byłe potęgi 25 lat później.


W "Srebrnych Chłopcach Zagórskiego" pojawiła się teza, że kiedyś o medale na wielkich imprezach było łatwiej ze względu na inną mapę polityczną Europy. Wraz z początkiem lat 90-tych zmienił się raz na zawsze koszykarski układ sił na Starym Kontynencie, jednak można sobie wyobrazić jak w 2013 roku mogłyby być mocne dawne wielonarodowe potęgi - Jugosławia i Związek Radziecki.

Jugosławia i Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich to dwa najbardziej utytułowane zespoły w historii europejskiego basketu, jednak oba kraje już w takiej formie nie istnieją. Jeszcze w 1988 roku na igrzyskach oba zespoły grały w olimpijskim finale, pozostawiając w pokonanym polu Amerykanów, w których występował między innymi David Robinson. Z obu tych sztucznie zbudowanych federacyjnych państw wyodrębniły się  nowe reprezentacje, które bardzo szybko zwiększyły konkurencję w Europie. Na ostatnim EuroBaskecie 2013 wystąpiło aż sześć reprezentacji wchodzących w skład dawnej Jugosławii (Serbia, Chorwacja, Słowenia, Macedonia, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra) oraz pięć z dawnego bloku ZSRR (Rosja, Litwa, Łotwa, Ukraina, Gruzja). To prawie połowa uczestników ME, co tylko pokazuje kolosalne zmiany jakie musiały nastąpić po decyzjach politycznych sprzed ponad dwudziestu lat. W wielu sportach drużynowych nastąpiła zmiana układu sił, jednak na największą skalę nastąpiły one właśnie w koszykówce. Dziś, gdyby czysto hipotetycznie postanowiono odtworzyć dwie dawne potęgi, selekcjonerzy tych reprezentacji mieliby ogromny kłopot kadrowego bogactwa.


Kraje bałkańskie od 1992 roku stale liczyły się w w czołówce europejskiej koszykówki. Do 2003 roku Jugosławia (później zmieniono nazwę państwa na Serbia i Czarnogóra) dwukrotnie zdobyła mistrzostwo świata, trzykrotnie mistrzostwo Europy, pod nową nazwą aż tak kolorowo już nie było, ale srebny medal ME z 2009 roku też ma swoją wymowę. W pierwszych latach po odzyskaniu niepodległości niezwykle silni byli Chorwaci, którzy na ostatnim EuroBaskecie po osiemnastu latach awansowali do finałowej czwórki wielkiej imprezy. W ostatnim dziesięcioleciu nastąpił niewątpliwy wzrost znaczenia Słowenii, solidne kadry z gwiazdami europejskiego formatu posiadają także Bośniacy, Macedończycy oraz Czarnogórcy, czyli najmłodsze państwo wśród tych tutaj wymienionych. Gdyby spróbować złączyć to w jedną całość, potencjalnie powstałaby reprezentacja, której obowiązkiem na każdych ME byłaby walka o finał. Zakładając, że Jugosławia Anno Domini w 2013 roku wyglądałaby tak: Milos Teodosic (CSKA Moskwa), Goran Dragic (Phoenix Suns), Nemanja Nedovic (Golden State Warriors), Bojan Bogdanovic (Fenerbahce Ukler Stambuł), Roko-Leni Ukic (Panathinaikos Ateny), Vladimir Micov (CSKA Moskwa), Erazem Lorbek (Barcelona), Mirza Teletovic (Brooklyn Nets), Nikola Pekovic (Minnesota Timberwolves), Nikola Vucevic (Orlando Magic), Nenad Krstic (CSKA Moskwa) i Ante Tomic (Barcelona), stawianie takiej reprezentacji w roli permanentnego kandydata do medalu na każdych ME nie byłoby żadną przesadą.

Czasami może się wydawać, że ten potencjał na Bałkanach jest obecnie dużo mniejszy niż jeszcze w czasie znakomitej generacji koszykarzy z przełomu lat 80 i 90-tych. Tacy koszykarze jak wtedy - Toni Kukoc, Drażen Petrovic, Vlade Divac czy Dino Radja, nie rodzą się jednak co chwilę. Nie można jednak wątpić w system szkolenia w krajach dawnej Jugosławii, które rokrocznie wypuszczają kolejne talenty, które za chwilę mogą stać się czołowymi zawodnikami w Europie. Mowa tutaj o trzech graczach - 20-letni Vasilije Micic i szczególnie 19-letni Dario Saric oraz 18-letni Mario Hezonja, którzy mają docelowo sporo znaczyć także w NBA. Koszykarze, którzy są dziś najlepszą wizytówkę Półwyspu Bałkańskiego, mimo, że wypadają gorzej niż ich poprzednicy z czaśów Jugoplastiki Split, to cały czas jest to absolutny europejski top. Brakuje może jeszcze megagwiazdy, kogoś w stylu Peji Stojakovicia z najlepszych lat, ale Teodosic, Dragic, Bogdanovic oraz podkoszowi to zestaw zawodników, który może liczyć na najlepsze oferty na kontynencie oraz na wiele propozycji z NBA. Gdyby na parkiecie w tych samych koszulkach pojawiłaby się piątka: Teodosic, Dragic, Bogdanovic, Teletovic i Vucevic, zdecydowana większość reprezentacji na świecie nie byłaby w stanie nawiązać równorzędnej walki. A mówimy o zestawie, który jednak jest nieco słabszy od tego sprzed około dwudziestu lat.

Związek Radziecki w historii koszykówki był przez lata prawdziwym kolosem, wielokrotnym mistrzem Europy, trzykrotnym mistrzem świata oraz dwa razy Sowietom udało się zdobyć olimpijskie złoto. Pierwsze po pamiętnym finale na IO 1972 w Monachium i przerwaniu 36-letniej hegemonii Stanów Zjednocoznych, natomiast drugie na igrzyskach w Seulu w 1988 roku. Wówczas już ZSRR politycznie i gospodarczo był kolosem, ale wyłącznie na glinianych nogach, ale w sporcie cały czas to była absolutna potęga i nie inaczej było w koszykówce. W czasach już wprowadzonej "pierestrojki", ostatni złoty medal dla ZSRR zdobyli zawodnicy, którzy dziś musieliby reprezentować pięć państw - Litwę (np. Arvydas Sabonis), Rosję (np. Walerij Tichonienko), Łotwę (Igors Miglinieks), Estonię (Tiit Sokk) i Ukrainę (Aleksandr Wołkow). Gdyby stworzyć kadrę ZSRR w 2013 roku, znów tradycyjnie najwięcej pojawiłoby się postaci związanych z Rosją, jak Aleksiej Szwed (Minnesota Timberwolves), Siegiej Karasiew (Cleveland Cavaliers), Andriej Kirilenko (Brooklyn Nets), Witalij Fridzon, Wiktor Chriapa i Aleksander Kaun (obaj CSKA Moskwa) oraz z Litwą - Mantas Kalnietis (Lokomotiw Kubań), Linas Kleiza (Fenerbahce Ulker Stambuł), Donatas Motiejunas (Houston Rockets) i Jonas Valanciunas (Toronto Raptors). Stawkę mogliby uzupełnić choćby Gruzini, Manuczar Markoiszwili (Galatasaray Stambuł) i Zaza Paczulia (Milwaukee Bucks). Dodatkowo w odwodzie są jeszcze reprezentanci szóstej na EuroBaskecie 2013 Ukraińcy oraz solidni Łotysze, więc wartościowych zawodników do wyselekcjonowania dwunastki by nie brakowało. Sukcesów w ostatnich lat też nie brakuje, wystarczy wspomnieć tylko o tegorocznym wicemistrzostwie Europy dla Litwy lub o brązowym medalu na IO w Londynie zdobytym przez Rosjan. Łącząc najlepszych zawodników obu reprezentacji oraz korzystając z bogactwa jakie dają pozostałe dawne sowieckie republiki, w 2013 roku powstałaby reprezentacja, która mogłaby nawiązać do najlepszych lat radzieckiej koszykówki.

Wracając jeszcze raz do "Srebrnych Chłopców Zagórskiego", Związek Radziecki słusznie został przedstawiony tam jako gigant nie do pokonania w Europie przed pięćdziesięcioma laty. Po tamtym turnieju we współczesnej koszykówce nie ma już śladu. Nie ma Związku Radzieckiego, nie ma Jugosławii, nie ma silnej reprezentacji Polski. Mimo to w Belgradzie, Ljublanie, Moskwie, Kownie i innych miastach nie brakuje kolejnego pokolenia świetnych zawodników. Zawodników, którzy grając w nowych reprezentacjach, mają drogę do zdobywania medali zdecydowanie trudniejszą niż ich wielcy poprzednicy do początku lat 90-tych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz