środa, 26 lutego 2014

Basket o "medialnym" zabarwieniu.


Koszykówka w Polsce nie należy do najbardziej "gorących" tematów w prasie, telewizji czy internecie. Od czasu do czasu przebija się jednak do największych polskich mediów, niestety głównie w tabloidalnym charakterze.

Przeglądając prasę, przeczesując internet z ostatnich kilkunastu dni, najpopularniejszym medialnie polskim zawodnikiem w tym czasie był Aleksander Krauze, bardziej znany jako syn biznesmena Ryszarda Krauzego niż ze sportowych umiejętności. Nagle koszykówką zainteresowały się tabloidy - "Fakt" oraz "Super Express" oraz nawet "Newsweek", który do artykułu o zawodniku z Trójmiasta dołączył fotografię z czasów Prokomu Trefla Sopot. Widocznie musiało dojść prawie do śmierci tak naprawdę anonimowego gracza, żeby basket mógł zaistnieć w mediach. Innym chodliwym wydarzeniem jest ojcostwo Michaela Jordana, któremu urodziły się bliźniaki. Christian Eyenga mimo przebywania w Polsce ledwie od kilku miesięcy gościł w tabloidach już częściej niż cała reszta graczy PLK razem wzięta. Wszystko "dzięki" związkowi z Patrycją Kazadi. Z kolei kilka lat temu nazwa PZKosz. w mediach została rozsławiona dzięki "taśmą prawdy" Romana Ludwiczuka, które miały tyle wspólnego z koszykówką, co Warsaw Shore z dobrym wychowaniem.

Takie momenty jak zwycięstwo Stelmetu Zielona Góra nad Valencią Basket lub walka do ostatniej sekundy o zwycięstwo z najlepszym zespołem Europy ostatnich dwóch lat - Olympiacosem Pierus, mas społeczeństwa nie obchodzą. To się nie sprzeda, dlatego lepiej pokazywać sprawy co najwyżej luźno nawiązujące do rywalizacji sportowej. Szczyt głupoty polskich polskich mediów na początku 2014 roku osiągnął już chyba apogeum. Żeby polski basket znalazł się w czołówce, koszykarską przeszłość musiałby mieć Trybson lub jeszcze gorętszy "towar" ostatnich tygodni, czyli Mariusz Trynkiewicz. Tylko wtedy koszykówka mogłaby przebić się do masowego odbiorcy. Dobrym przykładem jest magazyn "Uwaga!" w stacji TVN, w którym ostatnio pojawił się basket, jednak po raz kolejny z domieszką sensacji. Z kolei od kilku dni medialnym tematem jest kolejna afera ze Zgorzelca, tym razem o zabarwieniu dopingowym. Nazwisko Damiana Kuliga zostało odmienione chyba przez wszystkie przypadki, a materiał ze Zgorzelca opublikowała także strona internetowa TVN24. Niedozwolone wspomaganie pojawiło się też w sprawie jednego z liderów AZS Koszalin (Sek Henry).

Nie jest dziś przypadkiem, że kamery wypatrzą na meczach prędzej Kazadi niż Grzegorza Bachańskiego. Dlatego niech ta Kazadi bywa na meczach i przeprowadzają z nią wywiady. A niech tak już będzie! Jej zdanie, że bardzo kibicuje Stelmetowi jest zdecydowanie bardziej słyszalne przez przeciętnego Kowalskiego niż gdy wypowie to koszykarski ekspert rozkładający taktykę rywala na łopatki. Niestety taka jest prawda. Analogicznie tekst czy reportaż o triumfalnym zwycięstwie nad renomowanym rywalem "nie sprzeda" się tak dobrze jak coś z pograniczu plotek, sensacji i żenady. Nie tyczy się to tylko koszykówki, ale mediów generalnie. Pod polskim koszem o sukcesy i tak bardzo trudno, więc dzięki tym tabloidalnym doniesieniom basket jeszcze jakoś od wielkiego dzwonu funkcjonuje w "mainstreamowych" mediach. Tutaj jednak zasada nie ważne jak mówią, ważne by mówili, absolutnie nie przynosi żadnych korzyści.

Na koniec trochę pozytywów. Należy oddać mediom, że w dużym stopniu informowały o chorobie Kacpra Piekarskiego (też magazyn "Uwaga!" nadawał materiał w tej sprawie), który dzięki temu mógł liczyć na większe wsparcie finansowe. Junior AKM Włocławek zmaga się z poważną chorobą i gdyby nie internet, telewizja, prasa, pewnie mało kto by wiedział, że należy mu pomóc. Ponadto w poniedziałkowym "Przeglądzie Sportowym" w pozytywnym kontekście napisał Przemysław Rudzki, który jest zastępcą redaktora naczelnego sportowego dziennika i specjalistą głównie w brytyjskiej piłce. Napisał on, żeby piłkarze ligi angielskiej najlepiej oglądali... koszykówkę. Pep Guardiola robi to od dawna i ponoć dlatego ma takie sukcesy obecnie z Bayernem Monachium, a wcześniej z Barceloną. Więc warto odłożyć sprawy tabloidowe na bok i zająć się oglądaniem po prostu meczów. Znów nawiązanie do ligi angielskiej w futbolu rodem z Canal + Sport, czyli słynne zdanie wypowiedziane przez redaktorów stacji - "siadamy głęboko w fotelach, zapinamy pasy i startujemy" . Tylko czy z PLK to możliwe?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz