sobota, 11 maja 2013

Karciane szaleństwo.


W latach 90. NBA dzięki transmisjom w TVP była praktycznie w każdym domu. "Kosmiczny mecz" sprawił, że w każdym kinie. Natomiast dzięki kartom NBA najlepsza liga świata była obecna prawie w każdym osiedlowym kiosku.

Karty NBA to nie był oczywiście polski wymysł. Kolekcjonerzy już na wiele lat przed boomem lat 90. zbierali różne modele kart, a na podobiznach byli tacy koszykarze jak choćby Jerry West czy Wilt Chamberlain i wielu innych. Jeśli przyjąć, że pierwsze karty z wizerunkiem koszykarzy wydano w 1910 roku to historia tych gadżetów ma już ponad 100 lat. U nas ta historia jest zdecydowanie krótsza, a źródeł trzeba szukać w ogólnym koszykarskim boomie w latach 90. Tak się składa, że niewiele wcześniej od pojawienia się pierwszych kart w Polsce, w Stanach Zjednoczonych rosła w siłę firma Upper Deck. Produkty tej kultowej firmy były dostępne w każdym mieście w równym stopniu co ubrania firmy Starter. Dostępne u nas karty nie były wielkiej wartości, wręcz były najsłabszymi seriami, ale wtedy nie miało to większego znaczenia. Niezliczeni fani basketu wykupowali na pniu wszystko co wtedy pojawiało się na naszym rynku. Właśnie w takich warunkach rodziły się pierwsze kolekcjonerskie potęgi w Polsce.

Karty NBA były popularne wszędzie, nie miało tu znaczenia posiadanie tradycji koszykarskich i zespołu ligowego w danym mieście. Jedno miejsce może być jednak szczególne na kolekcjonerskiej mapie, mowa o Gorzowie Wielkopolskim. Nie jest żadną przesadą nazwanie tego miasta "karcianym zagłębiem". To tu od kilkunastu lat istnieje największy zbiór kart NBA w Polsce. Ryszard Dejniak, czyli człowiek posiadający największą kolekcję w naszym kraju, zbiera karty właśnie od lat 90., a jego kolekcja liczy obecnie około aż 200 000 woluminów! Dejniak zarażał swoją pasją innych, między innymi Romana Maruchę. Zaraził na tyle skutecznie, że przez kilka lat Marucha prowadził w centrum miasta sklep kolekcjonerski "Konik", w którym roiło się od koszykarskich gadżetów począwszy od kart po przedpotopowe numery "Pro Basketu" i "Magic Basketball". Dziś zresztą nadal kontynuuje swoje dzieło, prowadząc sklep w internecie, gdzie jest do kupienia prawie 8500 kart. Sam osobiście również aktywnie zbiera karty, a szczególnie te związane z Toronto Raptors. W kilkutysięcznej kolekcji "Dinozaurów" nie może oczywiście zabraknąć setek kart legend już kanadyjskiego rodzynka, Vince'a Cartera, Chrisa Bosha i Tracy McGradego. Dla poszukujących Charlesa Oakleya czy Olivera Millera w koszulkach z dinozaurem też na pewno coś się znajdzie.


To właśnie do Gorzowa odbywało się sporo "pielgrzymek" w celu kupienia tych jakże cennych gadżetów już z nieco innej epoki. W takich sprzyjających warunkach gorzowskie środowisko zbieraczy kart rosło w siłę, a dziś jest jednym z najbardziej aktywnych w kraju, o czym świadczy zawsze licząca się delegacja na zjazdach kolekcjonerów z całej Polski. Nie jest oczywiście też tak, że Gorzów jest karcianym pępkiem świata. Silne ośrodki kolekcjonerów to też te "typowe" koszykarskie miasta: Wrocław, Trójmiasto, Warszawa. To wyjątkowe hobby zasługuje na tym większy szacunek, że przez lata zostali przy nim tylko najwytrwalsi. Na zlotach przewija się około setki zbieraczy, a tych najaktywniejszych jest 40-50. Środowisko dzięki temu doskonale się zna, ale na pewno w Polsce są jeszcze jacyś "uśpieni" fani posiadający na strychach stosy kartonów zapełnione kultowymi produktami firmy Upper Deck. 


Zresztą bardzo pomocny w integracji środowiska i możliwości wzbogacania kolekcji okazał się internet, bo po tym jak NBA zniknęła z ekranów otwartej telewizji, Michael Jordan zakończył po raz drugi karierę karierę, także i zniknęła swobodna możliwość zakupywania kolejnych woluminów. Dziś dzięki serwisom i giełdom internetowym nie ma najmniejszego problemu z zakupem poszczególnych egzemplarzy. Problemem może być jedynie cena, bo nie jest to tanie hobby - niektóre karty to wydatek rzędu kilku tysięcy złotych lub przynajmniej kilkuset. Nie tylko sposób dystrybucji uległ zmianie. Od 2010 roku licencję NBA na produkcję kart posiadają... Włosi, a dokładnie firma Panini, która zastąpiła Upper Deck. Z czasem też same karty stały się zdecydowanie czymś więcej niż tylko miejscem wizerunku koszykarza ze statystykami. Dziś w cenie są np. oryginalne autografy i za to już trzeba słono płacić. Kiedyś karty pełniły też rolę edukacyjną: w dobie telegazety, strzępów informacji, bez internetu, trudno było znaleźć lepszą bazę statystyk z NBA czy nawet z czasów występów w NCAA. Do tej pory pamiętam jak poznałem niejakiego Erica Piatkowskiego. Ten zawodnik Clippers był doskonale znany mi głównie z karty zakupionej w osiedlowym kiosku. Podobnie jak Piatkowski, z takiego kiosku wystawał np. dwukrotny mistrz NBA z Houston, Carl HerreraTo był też naprawdę doskonały sposób na poznawanie zawodników i ich karier.

Wbrew pozorom odejście "sezonowych" kibiców wraz z upadkiem mody na NBA w Polsce dobrze zrobiło kolekcjonerom. Pozostali przy nim sami niekoniunkturalni pasjonaci. I jak widać po kolekcjach uczestników zlotów z każdego zakątku kraju, społeczność kolekcjonerów kart NBA ma się całkiem nieźle. Zresztą okazja, by się o tym przekonać, już niebawem, wszak na przełomie maja i czerwca w Krakowie odbędzie się już XIV Ogólnopolski Zjazd Kolekcjonerów Kart NBA.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz