czwartek, 20 czerwca 2013

Najlepszy klub Europy?


Teoretycznie najlepszym zespołem Europy sezonu 2012/2013 jest Olympiakos Pireus. CSKA Moskwa przypada z kolei rola najbogatszych. Bez względu na sukcesy tych dwóch zespołów, w przekroju całego sezonu była ekipa, która wciągała nosem praktycznie całą koszykarską Europę może nie samymi wynikami, ale przede wszystkim stylem gry. To oczywiście najbardziej utytułowany klub w historii koszykówki na Starym Kontynencie - Real Madryt.

2007. Oto data ostatnich znaczących sukcesów Realu Madryt. Jeszcze rok temu Królewscy przypomnieli o sobie przy okazji Copa del Rey. I to wszystko w ostatnich latach w przypadku klubu, który wcześniej zdobył 30 mistrzostw Hiszpanii, 22 puchary tego kraju oraz osiem tytułów najlepszego zespołu w Europie. W odzyskaniu roli hegemona nie pomógł nawet naczelny hurtownik trofeów wszelakiej maści, czyli Włoch Ettore Messina, który odszedł z Madrytu w głębokiej niesławie. Mimo, że sukcesów brakowało, Real przez te wszystkie lata zastoju prężył cały czas muskuły niczym ich piłkarscy odpowiednicy ścigający po 2008 roku Barcelonę. I to właśnie w stolicy Katalonii wyrósł rywal, który wydawał się ostatnio nie do przeskoczenia dla koszykarzy z hiszpańskiej stolicy. Barcelona Regal w ostatnim czasie zdecydowanie przejęło rolę najważniejszego i najlepszego klubu rodem z Hiszpanii. Real z kolei długo żył śpiewką przeszłości i czasami, gdy w Madrycie grał jeszcze Arvydas Sabonis. Ostatni Puchar Europy trafiał przecież do Madrytu w 1995 roku, gdy Sabonis nie był nawet debiutantem w NBA, a po sąsiedzku w sekcji piłkarskiej obecny był jeszcze gwiazdor z lat 80-tych, Emilio Butragueno.

Sezon 2011/2012 tak naprawdę to było preludium do tego, co miało nastąpić w ciągu ostatnich ośmiu miesięcy. Puchar Króla i finał, w którym na boisku w Barcelonie Królewscy wręcz zdemolowali gospodarzy był najlepszą zapowiedzią nowych czasów w ACB. Jeszcze nie udało się potwierdzić tego w ówczesnych ligowych finałach, w których zwyciężyła rutyna i doświadczenie Barcelony. Wtedy to Blaugrana przechyliła jeszcze szalę na swoją korzyść w ostatnim, piątym meczu i to w Katalonii cieszyli się z mistrzostwa. Było jednak wiadomo, że Real po wakacjach wróci wzmocniony. I gotowy do walki na kilku frontach równocześnie. A trzeba pamiętać, że w przypadku porażki w tegorocznym finale ACB, Real Madryt należałoby obwołać najbardziej frajerskim klubem Europy w ciągu ostatniego sezonu. Zespół, który szedł jak burza w najlepszej lidze na kontynencie, prezentując przy tym basket nieosiągalny dla nikogo innego w Europie, do finałów ligi przegrał wszystko co było do przegrania, czyli zarówno szansę na Puchar Hiszpanii i mistrzostwo Euroligi. Tytuł mistrza Hiszpanii był więc w takich warunkach absolutną koniecznością. I, jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, może być nawet początkiem jednego z największych składów w najnowszej historii europejskiej koszykówki. 

Pablo Laso zbudował zespół, który dziś posiada już prawie wszystko, by rządzić w Europie, nawet nie spoglądając w stronę budżetu CSKA Moskwa, czy formy Vassilisa Spanoulisa. Nikola Mirotic, Sergio Llull i przede wszystkim Rudy Fernandez to trzon, którego miejsce jest w pierwszej kolejności w NBA. Wspomagani Jaycee Carrollem czy weteranem Felipe Reyesem i innymi postaciami na czele z Sergio Rodriguezem, w sezonie 2012/2013 przez długi czas byli swoistą maszyną do wygrywania. Drobne zacięcia występowały jednak w spotkaniach z odwiecznym rywalem z Barcelony. Jedno z nich było tym bardziej bolesne, gdyż pozbawiło Real zdobycia Copa del Rey w 2013 roku. Mimo to, nawet przy porażce, koszykarze Realu stworzyli widowisko, które musi być uważane za jedno z najlepszych w Europie w tym roku.


Real Madryt AD 2013 to siła wynikająca w dużym stopniu ze względnej młodości liderów, którzy oferują o wiele więcej niż tylko solidną i żelazną taktykę znaną z europejskich parkietów. Jeśli NBA nie pokrzyżuje planów włodarzom z Madrytu, to istnieje realna szansa na to, że w najbliższych sezonach będzie można być świadkiem kolejnych Final Four Euroligi z udziałem koszykarzy z Półwyspu Iberyjskiego. W Madrycie prognozy na kolejne tytuły w kontekście starzejącej się Barcelony są coraz bardziej obiecujące - Juan Carlos Navarro, Sarunas Jasikevicius Marcelinho Huertas nie będą w stanie skutecznie ciągnąć wózka na tyle, by przeciwstawić się szybkiej koszykówce rodem z Madrytu. Co warte odnotowania, koszykarska sekcja Realu odbudowała się głównie na europejskich podwalinach. Zawodnicy z USA stanowią istotne, ale jednak tylko uzupełnienie graczy europejskich, reprezentujących w dużym stopniu Hiszpanię. Jakże to inne w porównaniu do zblazowanych kolegów z piłkarskiej sekcji. Choć i piłkarzom, a w szczególności Cristiano Ronaldo i Pepe, trzeba przyznać szacunek za pojawianie się nie tylko na trybunach w czasie meczów koszykarskiego Realu, ale także na sali treningowej z pomarańczową piłką pod pachą.


Przy wszystkich superlatywach spadających w tym sezonie na Hiszpanów to jednak patrząc tylko na końcowe wyniki trudno jednoznacznie stwierdzić, czy był to bardzo udany sezon dla Madridistas, czy "tylko" niezły. Zwłaszcza, jeśli popatrzy się na grę i sposób, w którym Real przygniótł krajową konkurencję. Mistrzostwo Hiszpanii ma swoją wymowę, ale jeszcze w połowie grudnia wydawało się, że Real zdobędzie te trofeum zwyciężając w cuglach w trzech meczach. Wracając jeszcze do Copa del Rey, odpadnięcie już w ćwierćfinale tych rozgrywek ma bez wątpienia wyłącznie negatywną wymowę, tym bardziej biorąc pod uwagę odwiecznego rywala, który pokonał Real. 

Dla 99,9% klubów w Europie finał Euroligi to absolutny powód do dumy. Nie dla Realu, który jednak tylko w sobie oraz dla Spanoulisa znany sposób stracił przewagę i jednocześnie szansę na dziewiąty tytuł najlepszej drużyny w Europie. I tak jednak rezerwy i spore możliwości drzemią cały czas w tym zespole, który po drobnych korektach jesienią musi już jasno stawiać sprawę w kontekście mistrzostwa Euroligi. Ciepły Madryt kontra chłodna Moskwa jako spotkanie o prymat w Europie w 2014 roku? Chyba tylko Ettore Messina wybrałby ciepłą Moskwę. A właściwie ciepłą posadkę od gorącego stołka w Hiszpanii, na którym zdążył się już sparzyć.

1 komentarz:

  1. Real jest świetnie zbudowaną drużyną, ale to wciąż okazuje się za mało, żeby sięgnąć po najważniejsze trofea. Ciężko przewidzieć czy mogą liczyć na jeszcze jakieś wzmocnienia, szykują się wybory więc Perez wyłoży pieniądze na najważniejszą sekcję, czyli piłkarską. Jako kibic Barcelony mam nadzieję, że NBA ich trochę rozkradnie. Głównymi kąskami mogliby być Mirotić i Fernandez.

    Barcę czeka przebudowa, która częściowo zaczęła się już sezon temu. Navarro ma chroniczne problemy ze zdrowiem, Mickeal zapewne zakończy karierę. Tej drużynie potrzeba trochę atletyzmu, pokazały to mecze z Panatą i głównie Realem. Technicznie to są prawdopodobnie najlepsi zawodnicy na swoich pozycjach, brakuje im tylko pomocy w postaci mięśni. W wypadku Barcy, tak jak i Realu, sprawa rozbijać się będzie o wzmocnienia, a raczej podejście do nich przez zarząd. Sabotażysta Rosell zepsuł już wiele, mam nadzieję, że nie uda mu się wypędzić z czołówki koszykarzy.

    OdpowiedzUsuń