niedziela, 22 września 2013

Kozacka Ukraina.


Ktokolwiek wywalczy mistrzostwo na EuroBaskecie, to i tak największym wygranym turnieju będą Ukraińcy i dwóch Amerykanów. Dzięki postawie na słoweńskich parkietach ukraińska koszykówka przez co najmniej dwa najbliższe lata będzie na fali wznoszącej.

Ukraina do tej pory w koszykówce kojarzyła się jako typowy europejski średniak, dla którego na Mistrzostwach Europy przeznaczone są miejsca poniżej dwunastego. Jeśli w ogóle udawało się awansować, bo i z tym były niejednokrotnie problemy. Akurat rozszerzenie ME do 24 zespołów na dobre sprawiło, że ten zespół nie będzie musiał się już bać o awanse na kontynentalne mistrzostwa. Wcześniej trzy starty w latach 2001-2005 kończyły się według utartego schematu: trzy mecze i powrót do domu. Przed EuroBasketem 2011 ostatnie pojedyncze zwycięstwo Ukraińcy odnieśli na turnieju w Turcji w 2001 roku. Słabo jak na zespół, który teraz walczy jak równy z równym z europejskimi tuzami, właśnie zajął szóste miejsce na EuroBaskecie i awansował po raz pierwszy w historii na mistrzostwa świata.

Kraj, który z silną koszykówką długo był kojarzony głównie z Aleksandrem Wołkowem, Witalijem Potapenko i Stanislawem Medwedenko, w ostatnich latach krok po kroku szedł do przodu. Przede wszystkim coraz silniejsza dzięki coraz większym funduszom stawała się miejscowa liga, gdzie aż się roi od Amerykanów mających występy w uznanych klubach. Dzięki temu ukraińskie zespoły takie jak Budivelnyk Kijów, BC Doniec, Azovmash Mariupol były widoczne także na arenie międzynarodowej. O rosnącej sile ligowej koszykówki w tym kraju najlepiej świadczy fakt, że jesienią tego roku mistrz Ukrainy, wspomniany Budivelnyk Kijów, będzie pierwszym ukraińskim zespołem, który zagra w elitarnej Eurolidze. I nie grają tam anonimowi zawodnicy, wszak tego lata już udało się zakontraktować reprezentanta Litwy, Dariusa Lavrinovicia i prosto z NBA obiecującego DaJuana Summersa. Przy takich graczach rozwijają się bardzo często anonimowi jeszcze Ukraińcy. Dla zwykłego kibica w Europie dopiero EuroBasket 2013 odkrył szerzej takie nazwiska jak Kirył Natiażko czy Oleksandr Miszula.

Stojący na czele reprezentacji Ukrainy słynny Mike Fratello w czasie trwającego sezonu nie przyglądał się grze kadrowiczów, nie latał do Ukrainy na rozmowy, konsultacje, nie myślał nad pisaniem systemów szkolenia na kolejne dziesięć lat, tylko analizował mecze NBA dla stacji telewizyjnych. Kadrą zajął się dopiero, gdy rozpoczęły się przygotowania i pokazał, że wystarczyło mu kilka tygodni, by zbudować naprawdę silną drużynę. Kadrę prowadzi od 2011 roku, ale dopiero na słoweńskim turnieju Fratello wycisnął maksimum z potencjału jakim dysponują Ukraińcy. A jaki to potencjał? Trochę jeszcze nie do końca zdefiniowany, bo też reprezentacja przyjechała w dość mocno osłabionym składzie. Wybrany z piątym numerem w tegorocznym drafcie Alex Len, kontuzjowany Siergiej Liszczuk, będący ostatnio w słabej formie Kirył Fesenko to w normalnych warunkach powinni być pewniacy do turniejowej dwunastki, a nawet jak w przypadku Liszczuka, do pierwszej piątki. Mimo, że obecnie pod koszem grają wspomniany Natiażko i znany z NBA Wiaczesław Krawcow, nie ma wątpliwości, że podkoszowi radzili sobie czasami nieco topornie. Wspomniani nieobecni mogliby te braki jak najbardziej nadrobić. Zakładając, że Ukraina za dwa lata będzie w stanie wystawić wszystkich najlepszych zawodników, zespół może być naprawdę ciekawie zbilansowany. Dobry obwód i podkoszowe monstra, doświadczenie i młodość. Były wieloletni trener NBA powinien mieć z kim pracować.

Fratello to pierwszy bohater z Ameryki, drugi to oczywiście Eugene "Pooh" Jeter. 30-latek z ligi chińskiej (wcześniej NBA i liga ACB) grał na Słowenii turniej życia, wykonując ponad 100% normę tego, czego oczekuje się od naturalizowanej jedynki. Był liderem, rozgrywającym, robił ogromną różnicę na obwodzie i nie ma najmniejszych wątpliwości, że to właśnie Jeter dał najwięcej swojej reprezentacji ze wszystkich występujących na EuroBaskecie zawodnikach na prawach naturalizacji. Kogoś takiego z finezją potrzebowała właśnie stroniąca od szaleństw na parkiecie Ukraina. Bez Fratello i Jetera nie byłoby ćwierćfinału, ale nie tylko oni zasługują na uznanie. O tym, że Siergiej Gładyr to bardzo dobry gracz obwodowy, wiadomo od dawna, kiedy jeszcze wybierano go w wieku 20 lat w drafcie NBA. Duet Jeter-Gładyr to motor napędowy dający Ukrainie średnio ponad 25 punktów co mecz. 24-latek ograny już w lidze hiszpańskiej będzie pewnie jeszcze tylko lepszy, podobnie jak wielu młodych graczy (Oleksandr Lypovyy, Miszula), których Fratello zabrał do Słowenii. To się bardzo przyda reprezentacji, którą czeka za dwa lata wielki turniej na własnej ziemi.

Awans na przyszłoroczne mistrzostwa świata nie mógł się trafić w lepszym momencie. Ukraina jako gospodarz EuroBasketu 2015 za rok będą mieli znakomitą okazję sprawdzenia, czy tegoroczny występ jest zapowiedzą czegoś trwalszego, czy należy traktować to jako jednorazowy wyskok wykorzystujący tegoroczną zapaść takich potęg jak Rosja, Turcja, Grecja. Gdy Polacy rok przed ME 2009 ogrywali się tylko w wątpliwej jakości meczach towarzyskich, podopieczni Fratello będą walczyli na największej koszykarskiej imprezie na świecie. Lepszego "testu" przed EuroBasketem 2015 nie można sobie wyobrazić. Mistrzostwa świata dadzą większy pogląd na ten zespół, przecież już dla wszystkich drużyn wielu zawodników znanych do tej pory tylko z ukraińskich parkietów w ciągu ostatnich trzech tygodni straciło na dobre swoją anonimowość. Postawi to ten zespół w zupełnie innej sytuacji niż do tej pory. Nawet pewnie dla samych Ukraińców sukces przyszedł nadspodziewanie szybko, przecież to co najlepsze miało przyjść dopiero za dwa lata. Teraz kadrowiczom przyjdzie grać w nowych realiach. Już wiadomo, że po takim wyniku jak na Słowenii presja sukcesu przed następnym turniejem we własnych halach będzie ogromna.

Rok 2013 już jest przełomowy dla ukraińskiej koszykówki. Znakomite szóste miejsce na ME, awans na MŚ, niebawem klubowy debiut w Eurolidze mogą napędzić jeszcze bardziej dopiero rozkręcający się "The Ukraine Train". Termin ten znany niegdyś jako pseudonim Potapenki, w najbliższym czasie nie może się wykoleić, przynajmniej do głównej stacji - EuroBasket 2015.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz