poniedziałek, 2 września 2013

Mało elitarny EuroBasket.


Decyzja z 2010 roku, aby powiększyć grono uczestników EuroBasketu do 24 drużyn u nas została przyjęta z dużym entuzjazmem, ale głównie z uwagi, że tylko dzięki tej decyzji nasz udział w turnieju na Litwie był możliwy. Patrząc szerzej - powiększenie liczby drużyn o 1/3 odebrało pojęcie jakiejkolwiek elitarności i sprawiło, że na mistrzowskich turniejach grają zespoły nieprzystające do siły europejskiej koszykówki.

Liczba reprezentacji na mistrzostwach Europy bardzo zmieniała się na przestrzeni rozgrywania turniejów od początku, czyli 1935 roku. Najbardziej stały format występował w latach 1969-1987 z 12 zespołami, następnie w dwóch turniejach grało po 8 ekip, a od 1993 roku obowiązywał system z 16 drużynami narodowymi. Radykalne powiększenie na początku lat 90. było konieczne i jasne do wytłumaczenia - pojawienie się wielu państw na mapie Europy rozszerzało kolejkę chętnych, by na owych mistrzostwach zagrać. Rozpad Związku Radzieckiego i podział Jugosławii sprawił, że nagle zamiast dwóch głównych faworytów do tytułu na Starym Kontynencie pojawiły się cztery potęgi: Rosja, Litwa, Jugosławia, Chorwacja oraz stojąca wówczas półkę niżej Słowenia. I "szesnastka" była bardzo dobrym rozwiązaniem, które na Eurobaskecie się sprawdziło. Zawsze będą słabsi, nie inaczej bywało w koszykówce, ale dotyczyło to maksymalnie raptem dwóch-trzech zespołów, które przegrywały wszystkie mecze.

Jak ciężko było przebić się przez eliminacyjne sito, doskonale wiedzą Polacy, którzy w latach 1999-2005 byli nieobecni w grze na wysokim europejskim poziomie. Tej sytuacji, a nawet eliminacji z roku 2010 nie można porównywać do tego co ma miejsce obecnie. Ubiegłoroczne eliminacje do turnieju na Słowenii to była jedna wielka farsa pozbawiona jakiejkolwiek dramaturgii. Wystarczy napisać, że awansowała większość startujących reprezentacji. Zresztą dziś, żeby nie awansować na EuroBasket trzeba się o to wyjątkowo postarać lub być po prostu kontynentalnym kopciuszkiem. Na Słowenii praktycznie zabraknie tylko Bułgarii, która potrafiła przecież w 2009 roku awansować do mistrzostw, gdy były nieco okrojone w porównaniu do obecnej wersji.

EuroBasket 2013 podobnie jak ten przed dwoma laty, elitarny na pewno nie będzie. Obecność Wielkiej Brytanii oraz Szwecji w normalnych warunkach nie miałyby prawa mieć miejsca. Świetny jest przykład Finlandii i Gruzji, które skrzętnie skorzystały na rozszerzeniu. Przed 2011 rokiem Gruzja nigdy nie grała w mistrzostwach, natomiast Finlandia właśnie zakwalifikowała się po raz drugi z rzędu. Wcześniejsze dwa starty tej ekipy miały miejsce w 1995 i 1977 roku. Nie przeszkodziło to co prawda do zaprezentowania się z bardzo dobrej gry na litewskich parkietach, ale pokazuje, że obecnie na ME występuje sporo przeciętniactwa, które ma się nijak do wyrównanej stawki jeszcze w całkiem niedawnych latach. 

W Europie jest około 16-18 zespołów bardzo mocnych i tych co można nazywać najwyżej europejskimi średniakami. Liczba szesnastu uczestników była bardzo optymalna, ale z uwagi na pieniądze, prawa telewizyjne, większą ilość spotkań nikt nie zawróci z drogi, którą obrano w 2010 roku. Nie przypadkowo potem pojawiają się teorie, że prawdziwe mistrzostwa, które pokazują jaką siłą dysponuje koszykówka w Europie, zaczynają się od drugiej rundy. Wtedy między sobą walczy elita, która tylko czasami wpuści do siebie maluczkich typu Finlandia.

Dla Polski rozszerzenie do 24 drużyn ma plusy i minusy. Plusem jest oczywiście fakt, że jeśli będziemy w miarę reprezentować poziom podobny do tego z ostatnich lat, to zapewnimy sobie miejsce na każdym kolejnym EuroBaskecie. Sukcesów nie będzie, ale stały udział już tak. Minusem jest trudniejsza droga do tego, by powtórzyć chociaż wyczyn z 2009 roku, gdy zajęliśmy 9. miejsce. Wówczas, żeby awansować do czołowej dwunastki wystarczyła jedna wygrana. Dziś do tego potrzebne są trzy, przy korzystnych rozwiązaniach chociaż dwa zwycięstwa. Przy szesnastu zespołach mielibyśmy w grupie Hiszpanię, Słowenię i Chorwację. Jedno zwycięstwo nad Chorwacją powinno wystarczyć do awansu. Teraz trzeba wygrać i z Chorwacją i z teoretycznie słabszymi - Gruzją i Czechami. Plusem dla kibiców jest większa ilość spotkań, ale jednak awansować do drugiej fazy jest trudniej i co gorsza, nigdzie nie można się potknąć.

Mistrzostwa Europy są teraz trochę w podobnej sytuacji jak mistrzostwa świata. Tam w gronie również 24 zespołów zawsze znajduje się kilka, które wyraźnie odstają od stawki. Jest to jednak specyfika mundiali w każdej dyscyplinie, gdzie o przydziale miejsc decyduje klucz geograficzny. FIBA Europe swoją decyzją sprzed trzech lat pokazała, że eliminacje do EuroBasketu też mogą mieć w sobie wiele z groteski i parodii. Na szczęście jednak jeszcze nie tyle co mistrzostwa całej Oceanii, czyli tylko... dwumecz między Australią a Nową Zelandią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz