niedziela, 6 października 2013

Moda na młodych.


Malejące budżety klubów występujących w PLK sprawiają, że coraz częściej szansę pokazania się na parkiecie otrzymują coraz młodsi gracze. Podobnie będzie w nowym sezonie, w którym zadebiutuje kolejnych kilku, którym można przykleić łatkę "młody zdolny". Nadal jednak nie można spodziewać się odpalenia prawdziwej petardy, a popisy młodych przypominają bardziej pojedyncze i w dodatku ciche strzały.

Dwa lata temu, gdy na najwyższym ligowym szczeblu debiutowali wicemistrzowie świata z Hamburga, kwestią czasu miało być przejmowanie przez nich poważnych ról w kolejnych zespołach. Po dwóch latach o żadnym z "hamburgczyków" nie można napisać, że polska liga zrobiła się dla nich za ciasna. Skoro nie dokonali tego nawet Mateusz Ponitka, Przemysław Karnowski, Michał Michalak, to trudno, by obecnie wkraczający w poważną koszykówkę 18-19 latkowie byli w stanie grać na wyższym poziomie. Stawianie na młodych jest pozytywnym zjawiskiem, ale każdy doskonale zdaje sobie sprawę, że jest to wariant wyłącznie oszczędnościowy. Czy Asseco Prokom nagle chce stawiać na rozwój polskiej koszykówki i w imię tego będzie dbać o jakościowy skok Filipa Matczaka? Nie, klub zmusiła do tego wyłącznie fatalna sytuacja finansowa. Kiedyś, jeszcze w Sopocie funkcjonowała koncepcja, by zawodnicy urodzeni i wychowani w klubie pokroju Bartosza Potulskiego zdobyli w 2005 roku mistrzostwo Polski. Gdy pojawiły się spore pieniądze, przestano mówić o długofalowym rozwiązaniu, a mistrzostwo pojawiło się jeszcze wcześniej niż planowano.

Nie ma sensu przypinać łatki "talentu" każdemu, kto ma 16-19 lat i będzie występować w PLK. Talenty od wielkiego dzwonu to u nas ostatni raz widziane były widziane kilkanaście lat temu, kiedy w nastoletnim wieku potrafiły w lidze być kimś jak Dominik Tomczyk. Takim "kimś" ostatni raz był Adrian Małecki i jeszcze później błysnął Szymon Szewczyk w wieku 17 lat. Potem było już tylko więcej słów niż czynów. Zresztą po roczniku Szewczyka, czyli 1982, nie mieliśmy już żadnego zawodnika ukształtowanego w PLK, który poradziłby sobie później w Europie. Nie pomogło szkolenie klubowe, ani centralne w stylu SMS-ów. Powstaje potem sytuacja niezwykła - z jednej strony wartościowych młodych graczy jest jak na lekarstwo, z drugiej coraz większa grupa dostaje szansę gry w PLK. Wszystko oczywiście rozbija się o klubową kasę. Im ona mniejsza, tym łatwiej załatać budżetową dziurę 18-latkiem, nawet z młodzieżowej kadry, w imię "dobra całej polskiej koszykówki".

Za niecały tydzień rusza nowy sezon Polskiej Ligi Koszykówki. Debiutantów nie zabraknie, ale ten kto spodziewa się wielkich harców po Polakach, pewnie znów się srogo rozczaruje. Na polskich parkietach brakuje prawdziwej młodej petardy, która nieco odmieni skostniały ligowy system, kogoś w stylu Siergieja Karasiewa w rosyjskiej lidze. Nie mamy ligi tak silnej jak jeszcze dekadę temu, więc młodym teoretycznie wybić się powinno być łatwiej. Rocznik '93 pokazał, że póki co wiele w tej kwestii się nie zmieniło. Dobrze byłoby, żeby młodzi byli w stanie pokazać się z dobrej strony nie tylko w typowo "młodzieżowych" klubach typu Polonia 2011 Warszawa jak kilka lat temu Dardan Berisha, ale też poziom wyżej. I tu późniejsze dokonania pokazują, że około 20-latkowie takiego talentu nie mają, by odgrywać w lidze czołowe role. 

Przedsezonowe forowanie mediów niestety nie przekłada się na parkiet, więc szybko mówi się o rozczarowaniu w wielu przypadkach, żeby tylko przywołać Piotra Niedźwiedzkiego. Widocznie przewartościowano tych wszystkich młodych, którzy debiutowali w ostatnich latach w lidze, wierząc, że odwrócą tendencję i zmienią odpowiedź na palące pytanie "czy Polska produkuje dobrych koszykarzy"?. Obecnie najczęściej występuje tendencja, kiedy do pewnego wieku każdego określa się "perspektywicznym", po czym szybko kolejni zawodnicy wtapiają się w najlepszym wypadku w ligową szarzyznę. Gorzej jeśli lądują na dobre w pierwszej lidze lub kompletnie wypadają z koszykarskiego obiegu, a takie przypadki można mnożyć.

Czas pokaże, co pokażą "młodzi zdolni" w nadchodzącym sezonie. Dla tych 20-latków, którzy jeszcze zostali w PLK wybija właśnie ostatni dzwonek, żeby wskoczyć na naprawdę poważny seniorski poziom. Młodsi mają czas, ale tylko pozornie. Niedawno młodzi byli gracze z roczników 90-92. Dziś, gdy skończył się dla nich okres ochronny, znaczą w lidze niewiele więcej niż dwa lata temu, nawet mimo sprzyjającym limitom. Momentami trudno oczekiwać, by sytuacja drastycznie zmieniła się przy ich następcach. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz