sobota, 19 października 2013

Zbyt zieloni na Euroligę.


Stelmet Zielona Góra w swoim historycznym debiucie w Eurolidze nie sprostał Bayernowi Monachium, co żadnym wielkim zaskoczeniem nie jest. Wczorajszy rezultat stanowi tylko odzwierciedlenie obecnej kondycji koszykówki klubowej w Polsce. Ponad miesiąc od EuroBasketu po raz kolejny na arenie międzynarodowej polski zespół dostał tęgie lanie, bo inaczej porażki ponad dwudziestoma punktami na własnym parkiecie nazwać nie można.

Zaczynając trzeba sobie powiedzieć jasno: po awansie do Top 8 Prokomu czwarty już sezon z rzędu polska koszykówka klubowa po prostu nie pasuje do Euroligi. Ostatnie trzy sezony Asseco Prokomu to łącznie ledwie pięć zwycięstw. Teraz jeśli Stelmet wygra dwa spotkania to będzie świetny wynik. Na więcej żadnego polskiego zespołu nie stać, nawet jeśli w Eurolidze występowałaby drużyna typu All-Star PLK. Jasne, że budowa zielonogórskiego zespołu mogła wzbudzać kontrowersje i już teraz z perspektywy czasu wiadomo, że była kompletnie nieprzemyślana. Jeśli zatrudnia się obcokrajowców i potem zwalnia się ich przed rozgrywkami to zawsze jest coś nie tak. Przypomina to pracę Waltera Jeklina z poprzedniego sezonu w Gdyni, gdzie miał on ogromny wpływ na przeprowadzane transfery. Później gdyński zespół przypominał bardziej biuro podróży niż profesjonalny klub na poziomie Euroligi. W Zielonej Górze roszady zaczęły się jeszcze wcześniej niż w Gdyni (ponownie... Walter Jeklin) i można jasno powiedzieć, że tutaj klub w tworzeniu drużyny póki co poległ na całej linii. Oczywiście tylko w kontekście Euroligi, bo na polską ligę skład w zupełności powinien wystarczyć, by w tym finale PLK o obronę krajowego tytułu zagrać.

Porównywanie wymagań PLK z Euroligą to jak zestawienie obok siebie dawnego Dallas Zastal z Dallas Mavericks. Do Polski nie przybędzie na cały sezon 99% naprawdę klasowych i uznanych na kontynencie zawodników, bo tu mógłby liczyć na poważne spotkania na europejskim poziomie wyłącznie jesienią w Eurolidze. Zresztą po co ściągać kogoś typu Milan Gurovic, skoro obecnie nawet wydając dużo mniej pieniędzy na pensje efekt może być taki sam, czyli oczekiwane mistrzostwo Polski. Taki jest cel Stelmetu i to z niego będą rozliczani zawodnicy, trener. To bywał spory problem dla Prokomu, teraz z tym samym zmaga się Stelmet. Brak naprawdę klasowych rywali na krajowym podwórku sprawia, że nikt o zdrowych zmysłach (są wyjątki od reguły - Bertus Servaas z Vive Kielce) nie będzie wydawać na mistrzostwo Polski 30 milionów złotych, skoro starczy na ten cel 1/3 tej kwoty.

Euroliga jest tym czym byłaby piłkarska Liga Mistrzów dla Legii Warszawa lub innego polskiego zespołu. Z tą różnicą, że koszykówka o takich pieniądzach jakie można wyciągnąć od Ligi Mistrzów może tylko pomarzyć. Miejsce polskich drużyn powinno być przede wszystkim w rozgrywkach EuroCup i nie jest to żaden powód do ujmy, tylko aktualna realna ocena. Tam też obecnie po reorganizacji można rozegrać co najmniej dziesięć spotkań z naprawdę ciekawymi przeciwnikami, wśród których Stelmet wcale nie byłby żadnym potentatem. Tylko, że za wyniki w Europie nie powinien odpowiadać tylko i wyłącznie zielonogórski klub. Trzeba zapytać, gdzie są pozostali? Wystarczy spojrzeć w kierunku Niemiec: dwa zespoły w Eurolidze i aż pięć w EuroCupie. Od razu łatwiej zrozumieć jaką konkurencję w kraju ma Bayern Monachium i jak będzie ciężko mu wywalczyć w tym sezonie mistrzostwo kraju.

Przygoda Stelmetu z Euroligą skończy się z bardzo dużym prawdopodobieństwem w tym roku i ciekawe co stanie się dalej z drużyną. Wydaje się, że inny zespół będzie kończyć rozgrywki PLK niż ten, który je zaczynał, bo tylu zawodników w rotacji na wymagania polskiej ligi zupełnie nie potrzeba. Ponadto też kontrakty z Przemysławem Zamojskim czy Adamem Hrycaniukiem podpisywano do końca roku, czyli de facto do końca zmagań w Eurolidze. Bez względu na kolejne "wyczyny" w najlepszej lidze Europy wyznacznikiem udanego sezonu dla zielonogórzan będzie i tak przede wszystkim maj i czerwiec 2014 roku. Jeśli uda się zdobyć mistrzostwo Polski, Walter Jeklin (jeśli jeszcze będzie w Zielonej Górze) będzie mógł zwrócić się do Rafała Czarkowskiego słowami, które Lech Kaczyński przed ośmioma laty kierował do brata: "Panie prezesie, melduję wykonanie zadania!".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz