poniedziałek, 23 grudnia 2013

Koszykarski rok od A do Z.



Rok 2013 dobiega końca, tak więc wypada go podsumować, tym bardziej, że wydarzyło się w tym czasie naprawdę sporo, zaczynając od PLK, a na FIBA Americas kończąc.

A jak Allen Ray. Autor chyba najbardziej kluczowego rzutu w 2013 roku. Jego celna "trójka" w konsekwencji doprowadziła do dogrywki w szóstym meczu Finałów NBA i w dużym stopniu sprawiła, że to nie San Antonio wygrało rywalizację 4-2, tylko Miami 4-3.

B jak Bauermann Dirk. Trener Bauermann, który na początku września stał się "Bajermannem". Nie tylko on ponosi winę za rezultat, to jest zrozumiałe. Skład mamy na Europę średni, ale to co zespół zagrał na Słowenii, było poniżej jakiejkolwiek krytyki. W każdej szanującej się federacji w pierwszej kolejności takiego selekcjonera zaprasza się na dywanik w celu konkretnych wyjaśnień. W Polsce było inaczej, wręcz komicznie. Bauermann poprosił o czas na... podjęcie decyzji, czy nadal będzie chciał prowadzić reprezentację. Dom wariatów na ulicy Ciołka.

C jak CSKA Moskwa. Pieniądze jednak nie grają. Rosjanie mieli w maju podbić Euroligę i zrewanżować się Olympiacosowi, a w półfinale Final Four zostali wręcz ośmieszeni. Aby sytuacja się nie powtórzyła, CSKA latem wzmocniło się jak nikt inny w Europie. W tym sezonie wyniki są niezłe, ale umówmy się - za pieniędzmi pompowanymi w zespół ze stolicy Rosji, szału one nie robią.

D jak Dzika karta FIBA. Dzika karta może być również nazywana dzikim pomysłem. Sam pomysł, aby FIBA przyznała akurat Polsce miejsce na MŚ w 2014 roku, wydaje się kompletnie oderwany od rzeczywistości. Dla międzynarodowej organizacji nie jesteśmy atrakcyjni jak: a) sportowa Rosja b) marketingowa Brazylia, c) demograficzne Chiny, d) perspektywiczna Kanada, e) bogaty Katar. Paru kolejnych kandydatów też nas bije na głowę.

E jak EuroBasket. Słoweński turniej, jak to w roku poolimpijskim bywa, był też turniejem nieobecnych. Lista graczy, którzy nie pojawili się we wrześniu na Słowenii sprawiła, że EuroBasket na pewno do najlepszych nie należał. Ot kolejny turniej, po którym nie zapamiętamy wiele. Co najwyżej półfinał Francja - Hiszpania, pojedyncze mecze we wcześniejszych fazach, Mike'a Fratello dokonującego cudów z drużyną Ukrainy i to w zasadzie tyle.

F jak FOX. Kanał telewizyjny, który przez koszykówkę prawdopodobnie po raz pierwszy musiał rozstać się z nieustanną 24-godzinną serialową ramówką. Raz w tygodniu na dwie godziny FOX zamieniał się w elitarny kanał sportowy. Poważny, bo transmitujący elitarne rozgrywki Euroligi. Zaczęło się jednak od małego falstartu, gdy historyczny debiut Stelmetu można było obejrzeć jedynie za pośrednictwem strony internetowej stacji. To już budziło wątpliwość, podobnie jak momentami nie najlepsza jakość przekazu.

G jak Gregg Popovich. To już bywa nudne. Każdego roku wszyscy mówią o końcu Spurs, zakończeniu pewnej ery, a na końcu i tak gdzieś jest San Antonio z nieodłącznym duetem Gregg Popovich - Tim Duncan. Podobnie będzie pewnie za rok o tej samej porze.

H jak Hornets. Tyle zamieszania o klub, którego de facto teraz nie ma. Nazwa Charlotte Hornets ponownie pojawi się w NBA, dokładnie od sezonu 2014/2015. Stare czasy do końca jednak nie wrócą. Już nie to samo logo, nie ten sam parkiet, nie te czasy. I nawet nie te wyniki. Mimo to warto chociaż na chwilę odkurzyć stare czapeczki z daszkiem kupowane na straganch, by za rok kibicować ekipie, której prezesem jest Michael Jordan.

I jak Ignerski Michał. Najlepszy zawodnik polskiej reprezentacji na Mistrzostwach Europy. Jedyny, który prezentował na turnieju solidny international level. Obecnie jednak bez pracy, po tym jak Virtus Rzym zwolnił go w listopadzie.

J jak Johnson Elijah. Amerykanów, którzy nie potrafią zaaklimatyzować się w Polsce, było wielu. Rzadko się jednak zdarzało, by z jednego miasta kogoś pogoniono, by w innym za moment być jednym z liderów zespołu. Absolwent uczelni Kansas był od początku w centrum zainteresowania. Warto przyglądać się temu zawodnikowi nie tylko ze względu na zawiłe perypetie jego transferowych losów na linii Włocławek - Radom.

K jak Książki. Przez wiele lat tytuły ze Stanów można było ściągać jedynie z zagranicy w oryginalnej wersji. Tymczasem w dużym stopniu dzięki jednemu z wydawnictw po ubiegłorocznym "Shaqu bez cenzury", w 2013 roku otrzymaliśmy w polskiej wersji biografię Dennisa Rodmana, historię losów Dream Teamu, a nawet pierwszą biografię poświęconą polskiemu zawodnikowi, konkretnie Adamowi Wójcikowi. Wysyp tytułów na księgarskich półkach jest miłym zaskoczeniem w porównaniu z trwającą wiele lat posuchą w koszykarskiej tematyce.

L jak liga czeska. Mattoni NBL w Polsce pies z kulawą nogą by się nie zainteresował, gdyby nie wspólny polsko-czeski Mecz Gwiazd. Mimo to warto zaznaczyć, że tegoroczny Mecz Gwiazd wraz z całą otoczką rozegrany we Wrocławiu był udanym widowiskiem. Niestety w tym ważniejszym, bo wrześniowym pojedynku polsko-czeskim, polska strona już przegrała.

M jak Meksyk. Rozgrywki o miano najlepszej drużyny toczyły się także w Ameryce. Sensacyjnie turniej FIBA Americas wygrał Meksyk, od lat znajdujący się na peryferiach światowej koszykówki. "Aztekowie" bardziej kojarzeni z futbolem pokonali jednak tak utytułowanych rywali jak Argentyna, Portoryko, tak więc to Gustavo Ayon i spółka do 2015 roku są najlepszą drużyną w Ameryce (poza Stanami Zjednoczonymi oczywiście), zapewniając już sobie przy okazju bilety na przyszłoroczny mundial w Hiszpanii.

N jak Najlepsze od lat Finały NBA. Takie określenie słyszy się często. "Epickie", "historyczne" są prawie każde finały, ale im dłużej czasu upłynie, nic z tych okresleń zwykle nie zostaje. NBA Finals 2013 w pełni zasługują na określenie ich najlepszymi od lat. Siedmiomeczowa batalia, w której było praktycznie wszystko, na pewno zostanie w pamięci kibiców i ekspertów na lata.

O jak Olek Czyż. Nie ma chyba tak drugiego zdeterminowanego zawodnika, który chciałby grać w NBA. Jest mały problem: kolejne kluby już tak zdeterminowane nie są, by Polaka angażować. Zresztą po średnim sezonie we Włoszech, w których był tylko solidnym zmiennikiem, było jasne, że wyprawy na ligę letnią i obozy przygotowawcze to bardziej niepoparte racjonalnie marzenia niż realna ocena sytuacji. Tytuły jednak w stylu "Polak w NBA" w mediach robią swoje i mimo, że mało kto widział Olka w akcji, jego nazwisko jest jednym z najbardziej medialnych wśród polskich koszykarzy.

P jak Polsat. Telewizyjny gigant wszedł ostro z butami do polskiej koszykówki. Umowa do 2018 roku, transmisje w otwartym kanale. Piękne wizje, ale muszą być poparte wynikiem, którego tak zabrakło na Słowenii. Nie pomogło nawet prawie godzinne przedmeczowe studio w czasie ME i liczne tweety Pawła Wójcika, a nawet Mateusza Borka i Romana Kołtonia zachęcające wszystkich do kibicowania Polakom w meczu z Gruzją. Tak jak Polacy szybko odpadli, tak częstotliwość "ćwierkania"  czołowych dziennikarzy Polsatu na koszykarskie tematy była mniej więcej taka jak porażki Realu Madryt w aktualnym sezonie. Czyli żadna.

Q jak Quinton Hosley. MVP Finałów polskiej ligi nie zdecydował się jednak pozostać w Stelmecie, wybierając słoneczną Italię. Trudno mu się dziwić, występuje w silnej lidze oraz rozgrywkach EuroCup. Oby tacy zawodnicy trafiali na polskie parkiety jak najczęściej, jak Hosley - imponujący swoim CV, ale potem jeszcze grą.

R jak Real Madryt. Najlepszy klub Europy, mimo, że przegrał finał Euroligi. W tym sezonie jak na razie Real legitymuje się bilansem 21-0. "Królewscy" imponują wynikami oraz grą, wygrywając wiele spotkań w okolicach 30 i więcej punktów. Jeśli NBA nie upomni się o parę nazwisk, to Nikola Mirotic, Rudy Fernandez, Sergio Rodriguez, Sergio Llull i pozostali mogą w maju po dziewiętnastu latach przerwy ponownie zdobyć mistrzostwo Euroligi. Gdy Real zdobywał ostatni tytuł, w składzie był jeszcze Arvydas Sabonis.

S jak Srebrni Chłopcy Zagórskiego. Każdy się chyba do tego przyzna - o tej drużynie przed 2013 rokiem wiedział niewiele lub nic. Dzięki Markowi i Łukaszowi Ceglińskim, którzy opisali najlepszą generację polskich koszykarzy w historii, od października 2013 roku wiedza na temat legendanrego trenera Witolda Zagórskiego i jego podopiecznych, wzrosła o kilkaset procent.

T jak Transfer Marcina Gortata. "Polish Hammer" nie zmienia co roku klubu, tak więc zawsze taki ruch jest wydarzeniem, o którym sporo się dyskutuje. Dzięki transferowi Gortata do stolicy USA nazwa Washington Wizards chyba dopiero po raz trzeci w tym stuleciu gościła na czołówkach polskich portali sportowych. Wcześniej zdarzyło się to w przypadku występów Michaela Jordana w Wizards oraz afery pistoletowej z udziałem Gilberta Arenasa.

U jak Urlep Andrej. Czasy się zmieniają, lata mijają, ale nadal jak trwoga to do Urlepa. Tak pomyśleli w Słupsku i trafili w dziesiątkę. Abonamentu na mistrzostwo Polski, który posiadał do 2003 roku, już nie ma, ale to absolutny trenerski autorytet w PLK, który o polskim baskecie wie praktycznie wszystko.

V jak Vassilis Spanoulis. Popularny "Kill Bill" drugi raz z rzędu, dośc niespodziewanie, poprowadził Olympiacos Pireus do mistrzostwa Euroligi, dodatkowo zapewniając sobie status największej klubowej gwiazdy w Europie. Spanoulis w Pireusie jest bożyszczem, jeszcze tym bardziej po tym jak odrzucił bajeczną propozycję od bajecznie bogatego CSKA Moskwa.

W jak Wichniarz Łukasz. Bohater ostatnich tygodni w polskich mediach. Szkoda, że zamiast sportowej formy głośniej jest o nim w kontekście "afery kolanowej". Tutaj sytuacja się będzie pewnie jeszcze rozwijać i trzeba być przygotowanym na nagłe zwroty akcji.

Z jak Zielona Góra. Stolica polskiego basketu, którą jeszcze kilka lat temu w play-offach w pierwszej lidze doszczętnie upokorzyła Stal Stalowa Wola. Mistrz Polski z nowoczesną halą, koszykarskim ciśnieniem wśród fanów i składem stawiającym zespoł z Zielonej Góry ponownie w roli głównego kandydata do mistrzostwa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz