poniedziałek, 5 maja 2014

Szaleństwo zwane NBA Playoffs.


To były szalone prawie trzy tygodnie w NBA. Niespodzianki, niesamowite zwroty akcji, kapitalne mecze oraz dramaturgia, której w sporcie ciężko z czymkolwiek porównać. To nie opis Finałów, to opis "tylko" pierwszej rundy. Apetyty rosną w miarę jedzenia i przed zbliżającymi się półfinałami konferencji poprzeczka jest zawieszona bardzo wysoko.

W pierwszej rundzie rozegrano łącznie aż 50 spotkań. Dzieląc to na osiem, wychodzi średnia 6,25 spotkań rozegranych w każdej parze! Pięć z ośmiu serii zakończyło się dopiero po siedmiu starciach, a jeśli gdzieś można mówić o rywalizacji do jednego kosza, to tylko wyłącznie w parze Miami Heat - Charlotte Bobcats, co było zresztą do przewidzenia. Nawet "polska" para, czyli Washington Wizards kontra Chicago Bulls nie zakończyła się i nie była tak łatwa jak wskazuje to końcowy rezultat 4-1 dla Wizards. To częściowo też były wojny, które równie dobrze mogły wygrać "Byki". Stało się inaczej i dzięki temu po raz pierwszy będziemy oglądać polskiego koszykarza mającego spory udział w grze zespole na etapie półfinałów konferencji. Oczywiście każdy doskonale pamięta, że Marcin Gortat grał nawet w Finałach NBA w 2009 roku, ale ówczesna rola z tą obecną w stolicy Stanów Zjednoczonych nie ma nic wspólnego. Polak robił po prostu swoje, choć jego zdobycze punktowe były mniejsze niż w sezonie regularnym. Gortat w pięciu spotkaniach przeciwko Bulls zdobywał średnio 10,8 punktów, zbierał 9,6 piłek, blokował tez dwie piłki na mecz. O sporej roli w Wizards najlepiej świadczy fakt, że średnio przebywał na parkiecie 36 minut. Więcej czasu spędzali tylko liderzy - Bradley Beal, Trevor Ariza i John Wall

Gortat jako najważniejszy element podkoszowej układanki będzie odgrywał tez ogromną rolę w drugiej rundzie przeciwko Indianie Pacers. Jeszcze niedawno na sam fakt, że rywalem będzie Roy Hibbert, wielu nie dawałoby szansy w tej rywalizacji polskiemu środkowemu. Pierwsza runda to był pokaz kompromitacji Hibberta jako zawodnika, który ma za sobą występy w All-Star Game. Zresztą cała ekipa Pacers wydaje się w aktualnej dyspozycji drużyną, która jest absolutnie w zasięgu Washington Wizards. Gdyby jednak udało się awansować ekipie Wizards aż do finału konferencji, byłaby to ogromna niespodzianka. Klub, który przez dobrych kilka ostatnich lat był na peryferiach zainteresowania każdego koszykarskiego fana, teraz stoi przed szansą znalezienia się już wśród prawdziwej elity klubów NBA. Jednym z tych, który może najwięcej na tym zyskać, może być właśnie Marcin Gortat. Każdy kolejny udany mecz łodzianina będzie podwyższać jego wartość rynkową i co za tym idzie – lepsze warunki kontraktu w lipcu. Gortat od dawna zapowiada, ze chce podpisac latem swoją umowę życia. Jeśli dobrze wypadnie także przeciwko Indianie, jest pewne, że po Polaka ustawi się kolejka chętnych gotowych wyłożyć na stół powyżej 10 milionów dolarów za sezon.

Rywalizacja w Eastern Conference i tak znajdowała się generalnie w dużym cieniu tego co działo się w Western Conference. A tam działo się naprawdę sporo. Rzut Damiana Lillarda na koniec szóstego spotkania i cała szalona seria Portland z Houston to tylko jeden z wielu niesamowitych momentów, tego co działo się na zachodzie. Ostatecznie poza Portland i tak zwyciężyli wyżej rozstawieni, czyli San Antonio, Oklahoma City Thunder i Los Angeles Clippers. Widząc te wszystkie mecze, aż żal, że w play-offach nie grały zespoły z konferencji zachodniej, które znalazły się poza czołową ósemką. Jest pewne, że takie Phoenix Suns dałoby więcej emocji niż kilka klubów na wschodzie razem wziętych. Te play-offy to także dobry moment do kolejnego podniesienia głosu na temat reorganizacji rozgrywek. W tej chwili wygląda to tak, że cały zachód się będzie wykrwawiał między sobą, niektóre zespoły przed NBA Finals będą już miały sto spotkań w sezonie, a po drugiej stronie mamy Miami Heat, które (bardzo możliwe) spacerkiem awansuje do Finałów, rozgrywając praktycznie przedłużony o kilka meczów regular season. Coś będzie musiało się z tym zmienić, zwłaszcza jeśli układ sił po obu stronach będzie aż tak zróżnicowany jak ma to miejsce obecnie.

Na pewno ciężko będzie drużynom przebić, to co działo się w pierwszej rundzie, ale są ku temu szanse. Tu już będą - szczególnie w Western Conference - prawdziwe pojedynki wagi ciężkiej. Konia z rzędem temu kto trafnie wytypuje poprawnie końcowy wynik w parach Thunder - Clippers i Spurs - Blazers. Będę mocno zdziwiony, jeśli w tych parach nie dojdzie do co najmniej sześciu spotkań. Polskim kibicom najbliżej będzie do Indiany i Waszyngtonu. Atutetm Wizards może być świeżość i o wiele dłuższa regeneracja. Pacers przystąpią do pierwszego meczu praktycznie z marszu po ledwie zakończonej serii z Atlantą Hawks, gdzie ekipa Indiany wymęczyła awans z wynikiem 4-3. Jeśli w którejś parze można doszukiwać się niespodzianki, w pierwszej kolejności oczy kibiców powinny być zwrócone właśnie w stronę rywalizacji Pacers z Wizards. Do oglądania pozostałych pojedynków nikogo namawiać nie trzeba. Pozostałe pary to znakomita okazja, by zobaczyć koszykarski olimp Anno Domini 2014.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz