sobota, 21 czerwca 2014

Subiektywny alfabet PLK 2013/2014.


Sezon 2013/2014 Polskiej Ligi Koszykówki zakończył się 11 czerwca. Od października do czerwca wydarzyło się sporo zarówno na koszykarskich parkietach jak i w klubowych gabinetach, ale nie tylko tam. Wzorem poprzedniego roku, przedstawiam alfabet PLK podsumowujący nieco subiektywnie ostatni dość emocjonujący sezon i to co działo się wokół rozgrywek.

A jak Afery. Sezon bez afery to sezon stracony, chciałoby się powiedzieć po ostatnich latach. Tym razem prym w tej dziedzinie wiódł klub ze Zgorzelca, który na czołówkach gazet i serwisów internetowych pojawiał się nie tylko w przypadku świetnej gry, ale też "afery kolanowej" i "infuzyjnej". Na końcu liczyła się jednak tylko sportowa forma i klubowi ze Zgorzelca nic nie przeszkodziło w zdobyciu mistrzostwa Polski. Nawet okrzyki "Kroplówka, Kroplówka" kierowane w stronę Damiana Kuliga.

B jak Bilans Kotwicy Kołobrzeg. Formuła nadmorskiego klubu w PLK na jakiś czas chyba się wyczerpała. 4 zwycięstwa w 32 spotkaniach to fatalny wynik, dużo gorszy z ubiegłego roku, kiedy Kotwica też była czerwoną latarnią ligi (9-23). Do "wyczynu" Noteci Inowrocław sprzed lat jeszcze daleko, ale w lidze kontraktowej nie powinno być miejsca dla zespołu tak odstającego od reszty jak obecna Kotwica.

C jak C-Tryb. Pierwszy Polak w NBA wraca do kraju z drugiej ligi litewskiej i na starcie sezonu staje się... objawieniem rozgrywek rozdającym raz za razem potężne bloki, których nie powstydziłby się Anthony Davis. Cezary Trybański zaczął z wysokiego C, ale nie był w stanie utrzymać dłużej bardzo dobrej formy. Dla PLK pojawienie się Trybańskiego to dobra opcja także pod względem marketingowym. Tłumów "idących na Trybańskiego" nikt się nie spodziewał, ale sprawił, że w pewnym stopniu o rozgrywkach było nieco głośniej niż zwykle.

D jak Dobra robota Davida Dedka. David Dedek trenuje słabsze zespoły, dlatego nikt nie zachwyca się aż tak bardzo jego warsztatem. Po raz kolejny jednak wycisnął ze swojej drużyny absolutne maksimum, a w ćwierćfinale gdynianie postraszyli nawet Stelmet Zielona Góra. Chętnie widziałbym tego szkoleniowca w klubie z większymi ambicjami.

E Europa nam niepotrzebna. Niestety ten sezon miał też swój przykry moment, czyli start zaledwie jednego zespołu w europejskich pucharach. Część krajowych zawodników aspirujących do gry w kadrze była przez rok praktycznie odizolowana od gry na tle solidnych rywali z Europy. Oby był to wyłącznie wypadek przy pracy i w najbliższym sezonie oprócz atrakcyjnej Euroligi znajdą się nasze kluby także w niewiele mniej atrakcyjnym EuroCup.

F jak Filip Dylewicz. Weterani trzymają się świetnie nie tylko w NBA, ale i w Polsce. Już 34-latek został MVP Finałów i pokazał, że może świetnie grać także poza swoim Trójmiastem. Dylewicz grający z energią 20-latka zdobył już siódme mistrzostwo Polski i coraz bliżej mu pod tym względem do dokonań swojego idola, Adama Wójcika.

G jak Gabińskiego moment chwały. Michał Gabiński jak i cały Śląsk Wrocław prawie cały sezon miał mocno przeciętny. Prawie, bo w lutym wrocławianie, a szczególnie Gabiński, zdobyli u siebie Puchar Polski, a najlepszym zawodnikiem wybrano właśnie Gabińskiego. Nie przełożyło się to na dalszą część sezonu w lidze, ale zdobytego trofeum i tytułu nikt już zawodnikowi Śląska nie zabierze.

H jak Hashtag #TBLPL. Zabawa, która szczególnie na koniec sezonu sprawiła, że na Twitterze o polskiej lidze zrobiło się naprawdę głośno. Masa komentujących szczególnie finały ligi sprawiała, iż można było odnieść wrażenie, że wszyscy wokół nas oglądają pojedynki Turowa ze Stelmetem. Az tak pięknie nie było, ale i tak oglądalność całkiem liczna jak na PLK może cieszyć.

I jak Iron Mani z miast na literę Z. Turów i Stelmet to dwa zdecydowanie najlepszy zespoły całego sezonu, ale także wyróżnia je coś jeszcze. Dotyczy to liczby rozegranych spotkań lidze i w rozgrywkach międzynarodowych: PGE Turów - 62 mecze, Stelmet - 57. W porównaniu do pozostałych zespołów, to wręcz końska dawka. Nie przeszkodziło to jednak w zaprezentowaniu na koniec sezonu fantastycznej formy w finałach.

J jak Janusz Jasiński. Czy to już "polski Mark Cuban"? Człowiek, który jednego dnia snuje wizje o klubie opartym na kibicowskim modelu socios, budżecie na poziomie 8 milionów euro, by niedługo później wydawać zakaz rozmawiania z jednym z dziennikarzy lub przekomarzać się z kibicami ze Zgorzelca. Jedno jest pewne - bez Jasińskiego byłoby jakoś nudniej.

K jak Komentator Chodkiewicz. Trener, który głównie szkolił zespoły poza PLK, okazał się jednym z największych objawień całej ligi w ostatnim sezonie. Wyszukane metafory oraz specyficzny styl komentowania podzieliły widownię - jedni go kochali, inni nienawidzili. Nie da się ukryć, że po latach mocno skostniałego układu z Mirosławem Noculakiem w roli eksperta, przydało się jednak nieco odświeżenia tej formuły.

L jak Litewska strzelba. Deividas Dulkys przybył do Włocławka z odmętów Lietuvos Rytas Wilno i potrzebował niewiele czasu, by stać się postacią numer jeden całych rozgrywek. Świetny gracz, o którym powinno być jeszcze głośno w Europie. Dodatkowo dołączył do całkiem licznego grona Litwinów, którzy byli autentycznymi gwiazdami naszej ligi.

Ł jak Łączyński Kamil. W poprzednim sezonie zrobił krok do tyłu, by teraz wykonać dwa przodu. Wrócił z pierwszej ligi do PLK i pokazał się z naprawdę niezłej strony. Pewnie prochu już nie wymyśli, ale widząc mizerię w kraju na pozycji rozgrywającego, postęp Łączyńskiego musi cieszyć.

M jak "Money" J.P. Prince'a. Cóż, dla "Księcia" najważniejsze są zapewne pieniądze - tak można pomyśleć, gdyby przyjrzeć się tylko jemu gestowi pokazującemu "szelest" pieniędzy po trafionych rzutach. To może być wskazówka, że dla niego Zgorzelec stał się zwyczajnie zbyt ubogi. "Kasa, misiu kasa" to jedno, ale to on może dyktować warunki - na jego angaż na pewno od dawna jest liczne grono chętnych w całej Europie.

N jak Nazwisko Taylor. Joseph, Tony, Mike. W tym sezonie wystąpiło trzech Taylorów - jeden w Słupsku, dwóch w Zgorzelcu. Jakby tego było mało, selekcjonerem reprezentacji został... Mike Taylor. Zdecydowanie najpopularniejsze nazwisko w lidze w przekroju całego sezonu.

O jak Olympiacos na widelcu. Cóż to był za mecz w Pireusie! Skazywany na pożarcie kopciuszek z lubuskiego przed ostatnią sekundą meczu prowadził z aktualnym wówczas mistrzem Euroligi. Gdyby mecz zakończył się zwycięstwem Stelmetu, byłby to jeden z największych wyczynów polskiej koszykówki klubowej w historii. Niestety rzut z końcową syreną dał zwycięstwo Grekom. Kto nie widział tego meczu, musi koniecznie nadrobić zaległości.

P jak Powrót Polsatu. Polsat poszedł po bandzie zakupując prawa do pokazywania ligi na pięć lat (choć nic za nie płacąc), ale zaczął spokojnie. Jeden mecz w tygodniu, stała pora, spotkania w Ipla.tv - w sumie standard. Cieszy oglądalność w finałach, wykorzystanie w nich technologii HD, odkrycie Chodkiewicza, wykorzystanie kanału dostępnego za darmo. Tylko jeszcze zamiast Marcina Murasa wstawić kogoś innego do wywiadów po angielsku i byłoby naprawdę nieźle.

R jak Rozszerzenie do 16 zespołów. To był ostatni sezon w obecnej formie. Liga, w której nie ma nawet 12 zespołów mających płynną kondycję finansową, planuje się powiększyć do 16 ekip. Tym samym PLK zawita do tak dużych ośrodków jak Szczecin, Lublin, Toruń, a także wróci po latach na Górny Śląsk.

Q jak Quinton Hosley 2.0 poszukiwany. W tamtym roku gwiazdą całej ligi był Quinton Hosley, który w tym sezonie wybrał Włochy. Takiego zawodnika nie zastąpiono w Zielonej Górze, jak i w całej PLK. Mimo, że grał w Polsce tylko przez rok, do dziś wiele osób ma w pamięci jego znakomitą grę w ubiegłorocznych finałach.

S jak Spotkanie, którego prawie nikt nie zauważył. Czesko-Polski Mecz Gwiazd w Pardubicach wypadł marnie - w Polsce marne zainteresowanie, w telewizji brak transmisji na żywo. Mecz, który miał być smakowitym deserem i dodatkiem do "normalnej" rywalizacji, okazał się niestrawnym zakalcem dla nielicznych zainteresowanych.

Ś jak Średnia skuteczność rzutów wolnych Marcina Stefańskiego. Dawno, dawno temu, Marcin Stefański rzucał grubo powyżej 20 punktów w meczu. Było to w czasach występów w SMS Warka. Tej drużyny już nie ma, podobnie jak skuteczności "Stefana". Koszykarz Trefla w przekroju całego sezonu trafił zaledwie 33 rzuty wolne na oddanych 91 prób. Dało to skuteczność na poziomie... 36,3%.

T jak Tauron. Największy dobrodziej polskiej koszykówki w każdym wydaniu od ligi po reprezentację. Dobrze, że w dobie kryzysu i sportowej konkurencji, spółka stawia mocno właśnie na basket. Poza tym sama nazwa Tauron Basket Liga po tych kilku sezonach już się świetnie przyjęła.

U jak Urlepa wyjazd z Polski. Andriej Urlep odchodzi z Polski, by budować na Litwie klub Tomasa Pacesasa. Przez lata przyzwyczaił do sukcesów, ale ostatnio bardziej stawał się "strażakiem" niż autorem triumfów. Końcówkę piątego spotkania ćwierćfinału w Sopocie pewnie będzie długa pamiętać. Gdyby Czarni utrzymali przewagę, dziś ocena pracy Urlepa w Słupsku w ostatnim sezonie byłaby dużo bardziej pozytywna.

W jak "Waca". Adam Waczyński szczebel po szczebelku wzniósł się w Polsce na takim poziom, że więcej z występów w PLK już nie wyciśnie. To była autentyczna gwiazda, jedna z największych postaci całych rozgrywek. Dobry moment na wyjazd - od nowego sezonu będzie występował już w lidze ACB.

Z jak Zalewski Jakub. Niby jeden z wielu biegających po polskich parkietach, ale to swoisty ewenement. Z Rosą Radom przez dekadę przebrnął drogę z absolutnych nizin aż do półfinału PLK. To się zdarza bardzo rzadko. Niesamowita sprawa dla Zalewskiego, nawet jeśli niebawem będzie musiał opuścić rodzinne miasto. Dzięki klubowemu przywiązaniu i tak pozostanie jednym z symboli budowy radomskiej koszykówki.

2 komentarze:

  1. Całkiem obiektywny ten subiektywny alfabet. Choć ja subiektywnie dałbym jedną z liter Mistrzowi. Może właśnie M...

    OdpowiedzUsuń
  2. Poniekąd mistrzowi przypadło kilka już innych literek - Dylewicz, Prince, po części też litery A, I i N. Jedna litera M. byłaby za ciasna, by opisać w kilku słowach nowego mistrza Polski.

    OdpowiedzUsuń