środa, 5 marca 2014

Basket, polityka i Ukraina.


Pół roku temu, gdy odbywał się EuroBasket, koszykarski świat stał przed Ukrainą otworem. Reprezentacja tego kraju weszła z butami na koszykarskie salony, by zadomowić się tam już na stałe. Polityczne doniesienia sprawiają, że może nastąpić proces całkowicie odwrotny od zamierzonych celów.

Jeśli można mówić o krajach, które w Europie ostatnio rozwijały się najszybciej pod względem koszykarskim, to w pierwszym szeregu trzeba było do tej pory wskazywać Ukrainę. Sukcesy na miarę swoich możliwości święciła też Finlandia, ale tylko na polu reprezentacyjnym, podobnie jak Macedonia. W Niemczech z kolei dynamicznie rozwija się liga, ale na wyniki pierwszej kadry ostatnio to się nie przekładało. Ukraina natomiast znacznie poszła w górę pod względem sportowym, czego doskonałym przykładem był ostatni EuroBasket na Słowenii. Sukcesu sportowego nie byłoby jednak bez ogromnych pieniędzy jakie pojawiły się w ukraińskim baskecie. Na wschód od Polski już nie tylko Rosjanie i w dużo mniejszym stopniu Litwini mogli angażować klasowych zawodników. Spore pieniądze sprawiły, że w ostatnich kilku latach liga ukraińska była jedną z najbardziej dynamicznie rozwijających się w całej Europie. Doceniono to także we władzach europejskiej koszykówki, dzięki czemu w tym sezonie w Eurolidze po raz pierwszy zagrał mistrz kraju, Budivelnik Kijów. Dodatkowo pozostałe tamtejsze zespoły były widoczne co roku w rozgrywkach EuroCup. Wszystko wydawało się być na najlepszej drodze, aby Ukraina stała się naprawdę poważną i docenianą przez wszystkich siłą w Europie.

Rozwój okazał się nawet bardziej dynamiczny niż można się było spodziewać. Po świetnym wyniku na EuroBaskecie wydawało się, że reprezentację czekają teraz dwa pasjonujące sezony. Ukraina wywalczyła przecież miejsce na mistrzostwa świata w Hiszpanii w tym roku, które miały być przetarciem przed daniem głównym - mistrzostwami Europy rozgrywanymi na ukraińskiej ziemi w 2015 roku. W tym celu już kilka lat temu zatrudniono trenera jakiego nie ma nikt inny w Europie. Mike Fratello ma za sobą ogromne doświadczenie pracy w NBA, a tacy trenerzy na Stary Kontynent po prostu nie trafiają. Zresztą do dziś według wielu główną gwiazdą reprezentacji był właśnie Fratello, a nie żaden z koszykarzy. Jego same już zatrudnienie było też jasnym przekazem dla pozostałych: myślimy poważnie o zawojowaniu Europy także w wydaniu reprezentacyjnym. Dzięki coraz lepszym obcokrajowcom sprowadzanym do ligi swoje umiejętności podnosili także reprezentanci kraju, z czego mógł być zadowolony w pierwszej kolejności selekcjoner. Trochę tak było na Słowenii, gdzie gracze z ligi ukraińskiej do tej pory szerzej nieznani pokazali się ze znakomitej strony. I wydawało się wtedy, że nikt z nich prędko nie ruszy się z kraju, bo ma u siebie zarówno dobry poziom sportowy jak i zarobki o jakich w wielu innych ligach można pomarzyć.


Dla Ukrainy niestety do akcji wkroczyła polityka i plany koszykarskiego rozwoju trzeba schować obecnie głęboko do szuflady. Już trwa na całego exodus całej gamy zagranicznych koszykarzy, którzy w pośpiechu wyjeżdżają z Ukrainy. Nagle na rynku pojawiło się wielu klasowych zawodników, także doskonale znanych w Polsce. Nowego klubu zmuszeni byli sobie szukać między innymi Krzysztof Szubarga czy Daniel Kickert. Takich koszykarzy jest o wiele więcej. Tym samym cały żmudny i wymagający sporych nakładów finansowych proces stworzenia silnej ligi w ciągu kilku tygodni, a nawet dni posypał się jak domek z kart. Trudno to będzie tak odbudować, bo jak słychać z różnych źródeł, wiele klubów (nie tylko koszykarskich) już jest albo będzie bankrutami. A nie ma co ukrywać, że jedynym czynnikiem determinującym przyjazd solidnych obcokrajowców były duże pieniądze. Dodatkowo nie jest bezpiecznie, a i doskonale sprawdza się stara zasada "nie ma sianka, nie ma granka".

To nie pierwszy oczywiście przypadek, gdy polityka tak mocno ociera się o koszykówkę. Najbardziej znanym przykładem powinny być Bałkany i początek lat 90., kiedy z międzynarodowych rozgrywek wycofano Jugosławię. Wówczas wprowadzono zakaz gry Serbów na dużych imprezach w latach 1992-1994, pozbawiając ich tym szans na kolejne wielkie triumfy. Był to przecież czas, gdy najlepsze pokolenie w historii serbskiej koszykówki było u szczytu sportowych karier. Niestety polityka wygrała i na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie nie dane było zobaczyć być może najlepszy zespół w historii europejskiego basketu w starciu z Dream Teamem. To była jednak inna sytuacja niż na Ukrainie, bo na Bałkanach nigdy nie brakowało świetnych graczy i po powrocie na duże imprezy znowu Jugosławia nie miała sobie równych. Ukraiński przypadek może mieć dużo gorsze konsekwencje. Polityczna zawierucha jaka ma miejsce na Ukrainie już każe myśleć nad przyszłością najbliższego EuroBasketu. Turnieju nie będzie w stanie zorganizować państwo-bankrut i nie będące w stanie zapewnić bezpieczeństwa. W negatywnej, ale bardzo prawdopodobnej wersji Ukraina będzie niestety musiała budować silny basket prawie od zera.

Kryzys zdarzył się w najgorszym możliwym momencie. Ucierpi oczywiście gospodarka, administracja, infrastruktura, wizerunek państwa, ale także cały sport, w który pompowano w wielu miastach naprawdę spore pieniądze. Nigdy nie jest łatwo zbudować to wszystko od nowa. Wystarczy popatrzeć na piłkarską reprezentację Egiptu po zamieszkach w tamtym kraju. Wcześniej jedna z najlepszych ekip w Afryce, dziś zespół nie mający nic wspólnego z tak niedawnymi jeszcze czasami. Jak będzie wyglądała i czy w ogóle będzie istniała kadra Ukrainy, nic na razie nie wiadomo. Zresztą w Kijowie mają takie problemy, że nikt tam o grze pomarańczową piłką na razie nie myśli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz