środa, 22 stycznia 2014

101.


22 stycznia 2013 roku pojawił się na tej stronie pierwszy wpis. Przez rok pojawiło się w tym miejscu dokładnie sto tekstów, opisujących koszykarską historię i codzienność, zaczynając na PLK, a na odlełych zakątkach Ameryki Południowej kończąc.

101 - to nie średnia punktów reprezentacji Polski, ani nie liczba jakiegoś nowego rekordu strzeleckiego rodem z NBA. Tym bardziej nie jest to nawiązanie do filmu "101 dalmatyńczyków", ani do płyty zespołu Depeche Mode "101". Taki numer ma dzisiejszy wpis podsumowujący, to co działo się w tym miejscu przez ostatnie 365 dni. Nie ma co ukrywać, specjalnie wielu spektakularnych akcji tu nie było, nie ma i pewnie nie będzie. Strona jest tworzona tylko przez jedną osobę, która zawodowo (nie czerpie z tego finansowych profitów) nie zajmuje się dziennikarstwem, ani koszykówką. Zresztą taki znak czasów - dziś, gdy każdy pisać co chce i jak chce, każdy cokolwiek piszący i udostępniający próbuje nazywać siebie "dziennikarzem". Cóż, "dziennikarz" w kontekście polskiego dziennikarstwa sportowego to często jeszcze pryszczaty licealista, który dodatkowo na bakier jest z podstawowymi zasadami polskiej pisowni. To trochę smutniejszy obraz rzeczywistości niż stan polskiego basketu w ostatnich kilkunastu latach. Gdyby jednak każdy nie miał dostępu do publikowania swoich treści, tej strony/bloga też nigdy by nie było.

22 stycznia 2013 pojawił się tekst "Z Niemcem na kampanię wrześniową", w której tuż po decyzji PZKosz. o zatrudnieniu Dirka Bauermanna odniosłem się do tego pomysłu. Inny wydźwięk był po EuroBaskecie, ale przeszłość Bauermanna w styczniu ubiegłego roku robiła wrażenie na wszystkich. Niestety po ME nikt z kibiców nie może dodać, że wrażenie na nim robiła też słoweńska teraźniejszość. To był pierwszy tekst, później pojawiały się kolejne mniej lub bardziej udane, ale nieskromnie stwierdzę, że jakiś podstawowy poziom przyzwoitości został spokojnie zachowany. Kiedy można przeczytać teksty na przeróżnych portalach, w większości przypadków nie powinno odczuwać się kompleksów. Chyba, że czyta się artykuł Łukasza Ceglińskiego o Richardzie Dumasie. Trzeba zazdrościć, że czegoś takiego nie ma jeszcze w tym miejscu.

Kto to w ogóle czyta? Podstawowe pytanie, które zwłaszcza w dobie mizernej popularności koszykówki w Polsce trzeba sobie zadać. W ciągu rok blog zanotował blisko 29000 odwiedzin. Na pewno nie jest to liczba oszałamiająca i rzucająca na kolana, ale nie tylko klikalność się liczy. Też częstotliwość pojawiania się tekstów mogłaby być większa, ale wynika to z dwóch rzeczy - po pierwsze strona prowadzona przez jedną osobę zawsze będzie borykać się z brakiem czasu i tym podobnymi sprawami, po drugie w zamierzeniu nie było planowane pójście na ilość, tylko na jakość. Teksty są w całości samodzielne, pozbawione tak często stosowanych przedruków z ESPN i innych stron rodem ze Stanów Zjednoczonych. Idąc na ilość, można tworzyć kilka krótkich i nic nieznaczących wpisów każdego dnia. Tylko z jakością nie będzie miało to wiele wspólnego.

Zaznaczam od razu, że liczba 100 tekstów tylko pod adresem pgr-basket.blogspot.com to nie wszystko co pojawiło się w ciągu ostatniego roku. Niedługo po otwarciu bloga, w marcu zaczęły pojawiać się teksty w koszykarskim serwisie 2TAKTY.COM, dokładnie na stworzonym tam blogu "Ostatni w rotacji". Jesienią ponadto została nawiązana współpraca z telewizją Sportklub, która w Polsce transmituje rozgrywki hiszpańskiej ACB. Na stronie internetowej stacji także pojawiają się moje wpisy poświęcone tym rozgrywkom. Łącznie więc liczba wpisów w ciągu roku robi się już całkiem pokaźna, zważywszy na to, że nie chodzi o krótkie notki, tylko o jednak w większości dłuższe formy okraszone własnymi przemyśleniami. Niestety kolejny smutny znak czasów to podejście do rzeczy dłuższych, wymagających trochę więcej wysiłku do przeczytania. Dziś więcej kliknięć "lubię to" i "retweeted" ma jedno króciutkie wyrażenie w stylu "Go Celtics Go" niż niezły tekst o historii występów Polaków w NCAA.

Generalnie ta strona nie miała w żaden sposób ścigać się o popularność, kliknięcia z innymi serwisami. Tu na pierwszym miejscu zawsze będzie stawiana merytoryczność i obiektywizm, który jednak gdzieś w dużym stopniu jest tak naprawdę subiektywną oceną autora. Jednak dzień, w którym będzie się liczyć coś innego, typu działanie "pod publiczkę", automatycznie będzie oznaczało koniec tego bloga.

1 komentarz:

  1. "Cóż, "dziennikarz" w kontekście polskiego dziennikarstwa sportowego to często jeszcze pryszczaty licealista, który dodatkowo na bakier jest z podstawowymi zasadami polskiej pisowni." - i nie tylko sportowego dodałbym. Gratulacje z okazji rocznicy. Oby tak dalej. Dobrze, że w polskim necie są jeszcze miejsca, gdzie liczy się rzetelność, jakość. 100 lat!! ;)

    OdpowiedzUsuń