niedziela, 12 stycznia 2014

Podróże i sukcesy na stare lata.


12 stycznia swoje 54. urodziny obchodzi Dominique Wilkins, uznawany za jednego z najbardziej widowiskowych koszykarzy w historii. 54-latka należy zaliczyć też do nielicznego grona największych gwiazd NBA, które swoje jedyne mistrzostwa świętowali na stare lata poza Stanami Zjednoczonymi.

Dominique Wilkins, gdyby miał na swoim koncie jakieś triumfy w najlepszej lidze świata, byłby dziś stale wspominany w pierwszym szeregu największych gwiazd lat 80 i 90-tych. Niewielu było zawodników, którzy przez jedenaście lat z rzędu potrafili zdobywać ponad 20 punktów na mecz. Wilkins osiągął taką średnią w latach 1983-1994 występując w barwach Atlanta Hawks. Ba, potrafił nawet dwukrotnie przekroczyć średnią 30 punktów! Jego świetna gra sprawiła, że Hawks kilkukrotnie kończyli sezon z bilansem powyżej 50 zwycięstw. Nigdy jednak nie byli blisko mistrzowskiego tytułu. Wilkins młodszym kibicom pod tym względem może przypominać karierę Kevina Garnetta w Minnesocie. Garnett był mózgiem całego zespołu, zdecydowanym liderem, ale Timberwolves nigdy nie mogli myśleć o tytule. Wilkins nie miał tyle szczęścia co Garnett (zresztą rozpoczął karierę w NBA w wieku 22 lat, Garnett, gdy miał lat 19) i zanim odszedł z Atlanty, miał już 34 lata. Pewnie wówczas nie spodziewał się, że największe drużynowe sukcesy dopiero przed nim.

Wpierw jako 34-latek Wilkins został mistrzem świata podczas turnieju w Toronto, gdzie w tak zwanym "Dream Team II" znalazł się obok między innymi Shawna Kempa i Shaquille'a O'Neala. Po mistrzostwach w Kanadzie Wilkins zagrał sezon w bardzo wówczas przebudowywanych, po latach rządów Larry'ego Birda, Boston Celtics. Statystyki oraz rola w zespole nieco już spadła, ale cały czas był to świetny gracz. I tak nastał rok 1995 - przejście Wilkinsa do... Panathinaikosu Ateny. Nawet dziś, po prawie dwudziestu latach od tamtego wydarzenia, żaden przybywający z NBA do Europy zawodnik nie miał nawet zbliżonej renomy do koszykarza o wymownym pseudonimie "The Human Highlight Film". Owszem, przybywają zawodnicy generalnie coraz lepsi, mogą otrzymywać w Europie już naprawdę solidne pensje, ale to Wilkins jest do dziś największą koszykarską gwiazdą jaka biegała na kontynencie. Tym bardziej, że nie okazał się tylko słynnym nazwiskiem ,ale przede wszystkim graczem, który walnie przyczynił się do wielkiego triumfu greckiego potentata.


W wieku 36 lat ciągle będący w formie Wilkins poprowadził Panathinaikos do mistrzostwa Euroligi, a sam został MVP Final Four, zdobywając w dwóch spotkaniach 51 punktów. Dla Wilkinsa Final Four miał szczególną wymowę - turniej odbył się w Paryżu. Z uwagi na miejsce zamieszkanie ojca (pracował w Paryżu) Wilkins 12 stycznia 1960 roku przyszedł na świat właśnie w stolicy Francji. Historia zatoczyła koło i 36 lat później ponownie Paryż okazał się dla Dominique'a miejscem szczególnym. Paryski triumf jest największym osiągnięciem w karierze klubowej Wilkinsa, któremu wystarczył jeden sezon spędzony w Grecji, by zapisał się na zawsze w historii europejskich pucharów. Później przykładem Amerykanina, który również zapisał wielką kartę w Eurolidze, był Trajan Langdon, zwłaszcza w czasie występów w CSKA Moskwa. Langdon też był medalistą mistrzostw świata, ale jego osiągnięć w NBA w porównaniu do Wilkinsa nie ma nawet co porównywać. To rywal Michaela Jordana w być może najlepszych konkursach wsadów w historii miał nazwisko jakiego już później kibice w Europie nie oglądali. Co prawda był jeszcze Allen Iverson, ale występując w tureckim Besiktasie Stambuł w niczym nie przypominał dawnego "The Answer" i jego europejski epizod okazał się kompletnym niewypałem. W zasadzie z Wilkinsem może równać się tylko Bob McAddo, który także w wieku 35 lat przybył do Europy. Miało to miejsce w 1986 roku, kiedy McAddo prosto z NBA zawitał do Mediolanu. Wcześniej w latach 70-tych McAddo zdobył dwa mistrzostwa NBA, a trzykrotnie zostawał najlepszym strzelcem ligi. Jak szczególne jest to ostatnie osiągnięcie, może świadczyć fakt, że później powtórzyli to tylko George Gervin, Michael Jordan i ostatnio Kevin Durant. Tacy zawodnicy, mający ogromne nazwisko i będący cały czas w formie jak McAddo i Wilkins, przyjeżdzają do Europy co najwyżej raz na kilkanaście lat.

Sezon w Panathinaikosie to nie jedyna zresztą europejska przygoda Wilkinsa, który także w sezonie 1997/1998 reprezentował barwy TeamSystem Bolonia, jednak tu nie udało się już wywalczyć żadnych trofeów. Mimo wszystko, Wilkins w wieku 38 lat cały czas był pierwszoplanową postacią zespołu z Bolonii. Tak samo jak sezon wcześniej w San Antonio Spurs. Dziś organizacja kojarzona z Timem Duncanem rogrywki w sezonie 1996/1997 rozpoczęła na ławce z Bobem Hillem i Wilkinsem jako liderem zespołu. David Robinson miał z powodu kontuzji cały sezon z głowy, dlatego też wyniki przyczyniły się, że w 1997 roku Spurs z pierwszym numerem w drafcie mogli wybrać Duncana i wkrótce sięgnąć po pierwsze mistrzostwo. Tego już Dominique Wilkins nie doczekał. Zakończył karierę w Orlando w wieku 39 lat, gdzie był już tylko cieniem samego siebie sprzed kilku lat, ale chociaż dzięki temu zdążył zagrać w jednym zespole ze swoim młodszym o trzy lata bratem Geraldem. Zresztą kariera Wilkinsa była dość specyficzna, wszak do 34. roku życia występował tylko w jednym zespole i nie ruszał się z Atlanty. Później przez kolejnych pięć lat zwiedził aż sześć klubów w trzech różnych krajach. Nietuzinkowy koszykarz, to i równie nietuzinkowa kariera.

Dziś nieco zapomniany już 54-letni Wilkins jest w cieniu swoich byłych rywali. Nie może pochwalić się mistrzowskimi pierścieniami, występami w naprawdę silnym zespole NBA, podobnie jak w Dream Teamie w Barcelonie. Zasłużenie jest to jednak jeden z największych koszykarzy lat 80 i 90-tych. Dodatkowo z tych największych bliski jak nikt inny europejskim fanom. Często obecnie Wilkins jest postrzegany przez pryzmat rywalizacji z Jordanem, uważany za tą gorszą wersję MJ. Tymczasem to właśnie świętujący dziś 54. urodziny Dominique wytyczał też ścieżki młodszemu o trzy lata Jordanowi. Przed nim wygrywał w konkursie wsadów, przed nim też triumfował w Paryżu. Jordan wygrywał w stolicy Francji dopiero w 1997 roku w ramach McDonalds's Championship. I zanim hitem internetu stał się filmik pokazujący Jordana wykonującego wsad w wieku 50 lat, Wilkins mógł tylko się uśmiechnąć. On dokonywał tego kilka lat wcześniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz