sobota, 18 stycznia 2014

Promocja do odwołania.


16 stycznia po raz kolejny zespoły NBA rozegrały mecz sezonu regularnego w Europie. Spotkanie pomiędzy Brooklyn Nets a Atlantą Hawks rozegrane w hali O2 Arena w Londynie i cała otoczka wokół meczu udowodniły, że NBA nadal jest ponad wszystkim, co kibice sportu mogą oglądać w Europie.

Promocyjne związki NBA z Europą trwają od ponad ćwierćwiecza, ale z kolejnymi latami ten proces stawał sie coraz bardziej profesjonalny. Na początku dochodziło tylko do nieoficjalnych spotkań, później do bardziej formalnych wizyt w ramach McDonald's Championship, a na przedsezonowych wizytach w ramach NBA Europe Live Tour kończąc. Krokiem do przodu stały się wizyty w ramach rozgrywania spotkań sezonu regularnego NBA. David Stern odchodzący 1 lutego na emeryturę nie zdąży zrealizować swojego celu, koszykarskiej misji na marsa, czyli stworzenia europejskiej dywizji NBA, ale pozostawi po sobie bardzo dobry związek na linii NBA - stary kontynent. Z oczywistów względów przez lata Europa była dla ekspansji NBA najistotniejsza: prawie każdy kraj stąd ma lub miał swojego przedstawiciela w najlepszej lidze świata, to tu koszykówka jest ogromnie popularna, w końcu też Europa stanowi bezpośrednie zaplecze dla NBA, o czym świadczy stale zwiększająca się liczba transferów z lig europejskich do Stanów Zjednoczonych lub odwrotnie.

Tylko na pierwszy rzut oka wybór Londynu na miejsce spotkania NBA może dziwić. Londyn - najbardziej chyba rozpoznowalne miejsce w Europie, posiada ultranowocześną halę, która spokojnie robiłaby wrażenie też w NBA. I jest bez znaczenia, że w tym mieście nie ma poważnej drużyny, a zainteresowanie basketem stoi na bardzo mizernym poziomie. W zasadzie w Europie kiedyś pokazywała się tylko ekipa London Towers, w której barwach występował doskonale znany z występów w Polsce Jerry Hester. Londyn to jednak ogromna aglomeracja i prawdziwy tygiel różnych narodowości, więc nikt nie wyobrażałby sobie, żeby były jakiekolwiek problemy z zapełnieniem 24-tysięcznej hali. Na trybunach był oczywiście komplet publiczności, a bilety na mecz ekip z Brooklynu i Atlanty rozeszły się bardzo szybko, potwierdzając, że nawet w najbardziej piłkarskim mieście Europy jest ogromny popyt na najlepszą koszykówkę rodem ze Stanów. Oczywiście, trzeba to sobie jasno powiedzieć, mecz Nets z Hawks wyglądał dla koszykarskich koneserów jak kolejna potyczka bez większych historii. Takich spotkań w NBA jest co najmniej kilka każdej nocy, więc gdyby ekipy Nets i Hawks grały w USA, prawdopodobnie nikt na drugi dzień nie pamiętał o tym meczu. Bardziej to przypominało momentami mecz pokazowy (świadczyć może o tym wynik do przerwy: 65-63), w którym aspekt sportowy przegrywa z sprawami biznesowymi.

NBA nadal w Europie, po ponad dwudziestu latach największego boomu, budzi ogromne zainteresowanie nawet wtedy, gdy przyjeżdżają tutaj zespoły przeciętne, po których nie ma co się spodziewać wielkich fajerwerków na parkiecie. Wydaje się zresztą, że dobór zespołów nie ma dla kibiców większego znaczenia, równie dobrze Stern mógłby wysłać Milwaukee Bucks i Philadelphie 76ers, a i tak wszyscy byliby bardzo zadowoleni. Po relacjach z czwartkowego spotkania widać wyraźnie, że tak naprawdę to tutaj nie rzuty do kosza były najważniejsze. Wszędzie pojawiało się słowo "promocja", które było kluczem całego starannie zaplanowanego przedsięwzięcia jakim było spotkanie Brooklyn Nets i Atlanta Hawks w O2 Arena. Między innymi dlatego piłkarze Arsenalu Londyn, Łukasz Fabiański i Lukas Podolski trochę porzucali  z Jasonem Kiddem, po czym mogli zrobić sobie pamiątkowe zdjęcia. Nawet na tle piłkarzy tak znanego klubu na świecie, to jednak Kidd był tutaj najwiekszą gwiazdą.


Trudno dziś jednoznacznie przewidzieć jak będzie wyglądała współpraca Europy z NBA w kolejnych latach. Wydaje się, że obecny model wzajemnych relacji jest bardzo racjonalnie ułożony i nie powinno dojść tutaj do rewolucji. Spotkania przedsezonowe, pojedynczy mecz w trakcie sezonu to chyba na razie wszystko na co można liczyć ze strony zawodowej ligi z USA. NBA jest poza Ameryką Północną też tak wyjątkowa, bo jednak dla pozostałych udostępniana jest tylko dawkowo, podobnie jak mały trailer w kinowych produkcjach. Jeśli ktoś połknął bakcyla podczas rywalizacji Nets z Hawks i chciałby więcej, to w pierwszej kolejności powinien zakupić usługę League Pass. Wtedy wszyscy są zadowoleni: kibice, bo mają spory komfort oglądania meczów, a także liga, która na tym zarabia konkretne pieniądze. Bo głównym celem podróży były właśnie pieniądze, a nie sam basket w meczu dwóch przecietnych drużyn (jak na obecne realia ligi) zmęczonych podróży na inny kontynent, były najważniejsze.

Jeśli chodzi o promocję i finanse, Europa nie jest już jednak jedynym atrakcyjnym rynkiem. Przewija sie od lat koncepcja stworzenia dywizji NBA w Europie, ale to cały czas występuje jedynie w sferze wybujalych i dość nierealnych planów. Na Europie świat się jednak nie kończy. Już teraz widać, że dla Sterna i jego ludzi od lat bardzo ważna stała się Azja. Może nie ma tam koszykowki na najwyższym poziomie, ale jest to ogromny rynek, z którego można czerpać największe profity finansowe. Podobnie teraz już jest z Brazylią, która w kontekście igrzysk olimpijskich w Rio w 2016 roku i w obliczu wzrostu gospodarczego w ostatnich latach również stała sie dla NBA bardzo atrakcyjnym terenem. Mimo to nikt rozsądny nie zrezygnuje lub nie ograniczy promocji w Europie, która co roku dostarcza gotowe prospekty do gry w najlepszej lidze świata. Nie da się ukryć też, że to jednak stary kontynent sportowo i cywilizacyjnie jest najbliżej Stanów Zjednoczonych.

W tym sezonie spotkanie sezonu regularnego poza USA miało odbyć sie jeszcze w Meksyku, ale z powodu awarii w hali mecz pomiędzy Spurs a Timberwolves nie doszedł do skutku. Kwestią czasu jest, gdy do Londynu dołączą kolejne miasta z różnych stron świata, by gościć najlepszych zawodników w meczach o stawkę. Mimo, że wizyty klubów NBA w Europie zdążyły nieco przez te wszystkie lata spowszednieć, nadal są jednak wielkim sportowym wydarzeniem. Dokładnie to pokazuje sprzedaż wszystkich wejściówek na mecz w O2 Arena, która zakończyła się zaledwie po czterech godzinach. Wypada więc tylko stwierdzić, że David Stern po odejściu z NBA będzie mógł spać spokojnie. Za jego rządów NBA stała się finansową pandemią - epidemią przynoszącą zyski z różnych miejsc i będącą od lat nie do zatrzymania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz